Zima

                22 czerwca 2008 o godzinie 13:51, w kategorii Jabłka.

Jak już wszystkim doskonale wiadomo na początku 2009 roku mamy dostać nową, szóstą wersję OS X o nazwie Snow Leopard. Warto w tym momencie przypomnieć sobie nieco historię makowego systemu z dużym iksem w nazwie. W 2000 roku pokazano nam pierwszą publiczną betę OS X o nazwie Kodiak a potem do sklepów trafiały kolejno Cheetah (10.0), Puma (10.1), Jaguar (10.2), Panther (10.3), Tiger (10.4) i sprzedawany obecnie Leopard (10.5). Niech jednak nie zmyli was ta numeracja. Leopard to wprawdzie piąta odsłona OS X ale równocześnie pierwsza od samego początku tworzona z myślą o pracy na procesorach Intela. Nawet jeśli pogłoski o podwójnym życiu OS X – pamiętacie ten moment? – były prawdziwe to były to raczej eksperymenty niż realizowany w ścisłej tajemnicy i z dużym wyprzedzeniem poważny projekt. Słowem mamy tu dwa wyraźne kierunki. I dlatego właśnie sądzę, że liczyć należy trochę inaczej – i podzielić numerację przez dwa – dzięki czemu być może łatwiej będzie zrozumieć obecną sytuację oraz nadchodzące zmiany. Wspominałem już o tym kilka razy wcześniej ale teraz mamy szansę zebrać wszystko w jednym miejscu. Zapraszam zatem do lektury!

2595038234 Db9645987E B


Moja teza brzmi – Snow to gigantyczna aktualizacja Leoparda a nie prawdziwa nowa wersja systemu. Przyjrzyjmy się z bliska przemawiającym za tą teorią poszlakom. Nazwa tak mocno nawiązująca do poprzednika nie jest w gruncie rzeczy niewinna – to pierwszy jasny sygnał że 10.6 będzie w gruncie rzeczy wielką poprawką. A być może nawet tym czym Leopard miał być od samego początku… Rychły termin wprowadzenia nowej wersji systemu na rynek zdaje się mówić to samo – Tygrys doczekał się jedenastu wersji, Pantera dziewięciu a Leopard dopiero trzech i już widzimy jego następcę. No i wreszcie naistotniejsze – zapowiedziany kierunek zmian. Staliność, optymalizacja i bezpieczeństwo. Świetnie! Tego właśnie oczekujemy od porządnego oprogramowania. Tyle tylko że na starcie! Lub ewentualnie od kolejnych uzupełniających luki i niedoróbki aktualizacji… Tak czy nie?

8U98U9U98Ud

W tym momencie trzeba wyjaśnić sobie różnice pomiędzy nową wersją a aktualizacją. Bo przecież oba te zbiory jakoś na siebie nachodzą – innymi słowy każda nowa wersja jest jednocześnie aktualizacją ale też nie każda aktualizacja może być nową wersją, prawda? Zwykle za nową wersję bierzemy aktualizacje wprowadzające jakieś istotne zmiany – nowe funkcje, nowe możliwości, nowe GUI czy nowy przepisany od początku do końca kod programu. Zwykle też wszystkie te elementy nie występują osobno – idą ze sobą w parze. Nowy interfejs to nowy kod i możliwości, nowe funkcje to nowy interfejs i możliwości, nowy kod to nowe funkcje i tak dalej. Tymczasem aktualizacje niosą ze sobą zazwyczaj zwykłe poprawki – likwidują błędy, poprawiają niedociągnięcia a czasem też przynoszą różne inne – głównie drobne – zmiany. Innymi słowy, gdy zmienia się wersja zmienia się cyfra przed kropką – na przykład z 1.0 na 2.0 – a gdy pojawiają się poprawki zmienia się cyfra po kropce – np. z 1.4 na 1.5. Oczywiście sposób numeracji zależy od twórców programu i nie ma tu żadnych twardych reguł niemniej z jednej prostej przyczyny cały ten system działa tak jak opisałem powyżej – gdyby za każdym razem podnosić numer wersji szybko używalibyśmy iPhoto 13 lub iTunes 231. A to byłoby po prostu niewygodne.

Snwleoprcdew4A6

Wróćmy jednak do Leoparda i jego następcy i przyjrzyjmy się pierwszej jego publicznej odsłonie. Nowość nosi nazwę Developer Preview (build 10A96) i sama nazwa wskazuje jest betą adresowaną głównie dla programistów, którzy przecież muszą mieć czas aby zapoznać się z nadchodzącymi zmianami i przystosować do nich swoje oprogramowanie. Dzięki temu rynek zachowuje niezbędną płynność. Słowem, zwykły użytkownik z założenia nie znajdzie tu zbyt wiele dla siebie. Tego typu wersje są zwykle pozbawione wszelkich wykończeń, ozdóbek i nowinek zawierają za to nowy szkielet i potrzebne do jego obsługi technologie i mechanizmy. Siłą rzeczy wyszukiwanie w czymś takim cech charakterystycznych dla ostatecznej wersji jest zadaniem trudnym i raczej z góry skazanym na niepowodzenie. Niemniej w tej akurat przypadku sytuacja jest nieco nietypowa – bowiem oficjalnie wiemy, że innych zmian po prostu nie będzie. Mimo to spróbujmy zobaczyć jak Snow wygląda z bliska…

Pictuffre3-1

Instalacja i pierwsze uruchomienie wygląda dokładnie tak samo jak w 10.5 – nie za bardzo jest tu o czym pisać. Za to sporo zmieniło się – i ma się zmieniać nadal – pod maską. Jak na razie wiemy raczej niewiele. Śnieżny Leopard ma być w pełni 64-bitowy i nie będzie działał na procesorach PowerPC. Ma za to bardziej efektywnie wykorzystywać wielordzeniową architekturę x86 za pomocą mechanizmu o nazwie Grand Central Dispatch co w połączeniu z dużą ilością pamięci powinno wyraźnie przyspieszyć działanie systemu i aplikacji o ile tylko macie w swoim maku procesor Intela. Kolejną nowością ma być wbudowana w system technologia OpenCL, która – pisząc w dużym skrócie – pozwala spożytkować mocy karty graficznej do obliczeń nie mających z grafiką zbyt wiele wspólnego. nVidia – znany producent tego typu elektroniki dosyć mocno lansuje podobne rozwiązanie – także dla Mac OS X – o nazwie CUDA więc być może coś już kiedyś o tym słyszeliście… Snow ma także w pełni wspierać popularny system pocztowy Microsoft Exchange. Obok tego mamy jeszcze zobaczyć nową generację QuickTima – oznaczonego dużym iksem o którym nomen omen nic jeszcze nie wiadomo – oraz obiecywany od dawna nowoczesny system plików ZFS.

Snwleoprcdew4A4-1

Z kolei czwarta wersja Safari zyskać ma zupełnie nowy interpreter javascriptu o kodowej nazwie SquirrelFish. Mechanizm jest już publicznie dostępny w rozwojowej wersji webkita więc nie ma tu żadnej tajemnicy. Wystarczy tylko spojrzeć na prezentowane osiągi i od razu wiadomo jakim sposobem webowy interfejs MobileMe działał tak żwawo podczas swojej premiery na WWDC 2008. I to właściwie tyle. Wszystko to razem do kupy ma spowodować właściwie tylko jedno – komputery działające pod śnieżnym Leopardem mają być jeszcze bardziej wydajne. To oczywiście – od zawsze – dobry kierunek. Rzecz w tym że w czasach dwu i cztero-rdzeniowych procesorów taktowanych w gigahercach trochę mało atrakcyjny. Potrzebny – a jakże! – w końcu co za pożytek z szybkiego procesora, który na każdym kroku przycinany jest przez niepotrafiący wykorzystać jego możliwości program – jednak sami przyznacie – niespecjalnie działający na wyobraźnię czy sposób pracy z komputerem. A przecież siłą Apple nigdy nie były technologie same w sobie a wręcz odwrotnie – pomysły na ich sensowne wykorzystanie! Wiecie co mam na myśli – w tej grze wcale nie chodzi przecież o to żeby wymyślić dajmy na to backup a o to żeby zrobić go totalnym i niewidzialnym a wszystko to jeszcze w czasie kiedy dyski są tanie jak barszcz… Słowem liczy się nie tylko co ale także jak.

Snwleoprcdew4A1-1

A tego właśnie w nowej wersji OS X ma zabraknąć. Oczywiście nowe mechanizmy ułatwią życie wszystkim – także szarym makuserom – kłopot jedynie w tym że prawdopodobnie nawet tego nie zauważą. Pisałem niedawno o tym, że makfani oczekują rewolucji, która będzie zdolna porwać tłum na barykady i rozpalić ich wyobraźnię. I że od dawna niczego takiego nie dostali. I stąd właśnie – jak sądzę – spory chór zawiedzionych. Otóż dla większości użytkowników Snow Leopard to nadal tylko Leopard. A jeszcze innymi słowy – wydajność i bezpieczeństwo winny być podstawami na których buduje się system operacyjny a nie jego elementami, które się potem dowolnie wymienia i – co gorsza – rozgrywa to jeszcze marketingowo. W końcu powolny i niestabilny system zawsze będzie zły niezależnie od tego co potrafi, prawda? Promując system bardziej bezpieczny i wydajny producent oznajmia jednocześnie że poprzednik taki nie jest. A jego psim obowiązkiem jest nam taki dostarczyć. Z czego mamy się cieszyć – że ktoś poprawia własne braki? Przecież to norma a nie przysługa czy poświęcenie! Co więcej, te dwa magiczne słowa – optymalizacja i bezpieczeństwo to w istocie etykietki zasłaniające skomplikowane zagadnienia – aby je zrozumieć trzeba mieć sporo rozeznania i jest to zwykle wiedza dostępna nielicznym. Zgadzając się na marketingowe – a więc z założenia kłamliwe – wykorzystywanie tych cech znajdziemy się w konsekwencji w punkcie w którym jedynym argumentem za wymianą systemu na nowszy będzie to że jest… nowszy. Bo nowszy znaczy lepszy. A to przecież nieprawda. Pisząc o zgodzie nie mam oczywiście na myśli tego, że uczestniczymy w podejmowaniu decyzji – chodzi mi raczej o sposób w jaki możemy rzeczowo podejść do tematu i prezentowanych nam informacji. Innymi słowy myślę sobie, że zamiast łykać jak gęś serwowaną nam propagandę lepiej spojrzeć na nią krytycznie. A wniosek jest prosty – Snow Leopard to pierwszy applowski service pack.

Snwleoprcdew4A3-1

Wróćmy jednak do naszych baranów – jak mawiają Francuzi. W 10.6 naprawdę nie zobaczycie żadnych zmian! Nowe wersje systemowych programów wyglądają i działają dokładnie tak samo jak starsze. Sam system wydaje się bardzo szybki ale nie odniosłem wrażenia aby przewyższał pod tym względem zainstalowanego na czysto Leoparda. Podobnie zachowuje się nowe Safari – śmiga jak złoto ale to robiła już wersja 3.x więc trudno mówić tu o jakiejś niespodziance. Być może w pewnych konkretnych zastosowaniach wzrost szybkości będzie widoczny – poza benchmarkami gdzie widać go już ale porównywanie wyników przypomina mi bardziej odkrywanie, że liczba 134 jest wyższa niż 112 lub ewentualnie odwrotnie – niemniej w codziennej pracy zupełnie tego nie widać. Jedyna widoczna w tej chwili gołym okiem nowość polega na tym, że Safari 4.x pozwala zapisywać strony jako tzw web applications. Brzmi poważnie ale w gruncie rzeczy to tylko zwykłe skróty do stron internetowych zawierające własną ikonkę i otwierające się we własnym okienku. Znamy to już z iPhona od wersji 1.1.3. O ile jednak na iPhonie ma to głęboki sens – aby odwiedzić ulubioną stronę zamiast kilku puknięć w ekran wystarczy jedno – o tyle w przypadku normalnej przeglądarki i tradycyjnego obsługiwanego myszką interfejsu cały pomysł raczej nikogo nie zachwyci.

98H8U8U98D

Co ciekawe instalacji 10.6 można dokonać prosto z pliku .dmg. Wystarczyło tylko uruchomić plik ukryty wewnątrz paczki instalatora (/Volumes/Mac OS X Install DVD/System/Installation/Packages/OSInstall.mpkg) aby zainstalować kompletny system na drugiej partycji czy zewnętrznym dysku. Nigdy wcześniej nie próbowałem takich sztuczek – więc nie mam pewności – ale wydaje mi się że do tej pory było to niemożliwe. I znów wracamy do początku – i tym bardziej wygląda to jak dystrybuowana przez Software Update wielka kilkugigabajtowa aktualizacja niż kolejna generacja OS X, prawda? Powstaje zatem pytanie – czy Apple zamierza nam sprzedać niezbędne poprawki w cenie całego nowego systemu? Czy to uczciwe żądać opłaty dwa razy za to samo? A może cena Śnieżnego leoparda będzie niższa lub – to już science fiction – będzie on dla użytkowników Leoparda dostępny za darmo? Bo przecież skoro rozmienili system na drobne – o czym za chwilę – to też drobne powinien kosztować…

Snwleoprcdew4A5

Na dzień dzisiejszy widać jasno że Snow Leopard to po prostu dojrzała (dorosła?) wersja Leoparda. Co gorsza wydaje się że Leopard tak właśnie powinien wyglądać od samego początku. Niezadowolenie bierze się więc nie stąd, że nadchodzący system będzie zoptymalizowany a stąd, że Leopard był najwyraźniej niedorobiony – przynajmniej w pewnym sensie – a mimo to trafił do sprzedaży. Pamiętacie te zapowiedzi o ściśle tajnych nowościach które ujrzymy w finalnej wersji 10.5 i których właściwie nigdy nie zobaczyliśmy? Otóż dostaniemy je dopiero teraz. OK. Być może datę premiery Leoparda wyznaczył rynek. Pojawiła się Vista, Apple musiało podnieść poprzeczkę i pokazać że ciągle jest krok do przodu a jednocześnie całość spowolniły prace nad iPhonem. Być może. Ale czy o to właśnie chodzi? Kto pierwszy? To przecież nie sport. Może dla końcowego użytkownika lepiej byłoby jednak pracować na stabilnej i dopieszczonej wersji – powiedzmy 10.4.16 – i na początku 2009 roku dostać do ręki wyczekaną, równie dopieszczoną a przy tym hiper-super-mega nowoczesną wersje Leoparda zamiast tych wszystkich „rewolucyjnych” zmian – półprzezroczystego menu, pseudotrójwymiarowego doka – a także kilku miesięcy większych lub mniejszych kłopotów?

Snwleoprcdew4A2

Jeśli faktycznie przyjąć że docieranie się kolejnych wersji iksów trwa zwykle przez kilka pierwszych aktualizacji i pełną stabilność zyskują sobie dopiero w okolicach czwartej czy piątej to prawdopodobnie znów czeka nas to samo z 10.6, prawda? OK. Przesadzam. Ktoś kto nie używa maka czytając powyższe mógłby pomyśleć że Leopard to jakaś ledwo działająca softwarowa porażka. Tak oczywiście nie jest. Jednak nie dajcie sobie wmówić że Leopard był jakimś wielkim przełomem. Pisałem o tym przy okazji premiery 10.5 i powtórzę to raz jeszcze – Tygrys był tak mocny a Leopard nadmuchany że wypadł raczej blado. I dlatego właśnie twierdzę, że można było spokojnie 10.4 przez ten rok czy półtora potrzebny na produkcję doskonałego następcy jeszcze poużywać… A Leopard który przyniósł kilka wodotrysków, dwa interesujące narzędzia – QuickLook i Time Machine – i w zasadzie nic ponadto mógł sobie rosnąć w spokoju i ciszy. Wtedy czekaliśmy na wielkie zmiany – i dostaliśmy kilka drobiazgów. A teraz z tych wielkich zmian pozostały podejrzanie brzęczące buzzwordy o stabilności, optymalizacji i bezpieczeństwie. Wolałbym raczej żeby te segmenty pozostały w ukryciu. Nudne, nieciekawe, nie będące przedmiotem eksperymentów, ukryte przed światłem reflektorów i fotograficznych fleszy. Po prostu działające jak trzeba. Gotowe wtedy kiedy trzeba. A nie wybite wielką czerwoną czcionka na opakowaniu – teraz jeszcze szybszy i bezpieczniejszy! Blah!


komentarzy 49