Tora! Tora! Tora!
28 lutego 2009 o godzinie 20:33, w kategorii Jabłuszka.
Żyjemy w czasach w których łatwiej jest rozbić atom niż zwalczyć przesąd – zauważył kiedyś Einstein. Za to łatwo jest go stworzyć. Magazyn Wired opublikował dziś tekst o tym jak to Japończycy nienawidzą iPhona. Kłopot tylko w tym, że cytowani w tekście rozmówcy – w tym Nobuyuki “Nobi” Hayashi nazywany japońskim Waltem Mossbergiem – niczego co zostało ostatecznie wydrukowane nie powiedzieli. Autor artykułu po prostu wymyślił sobie słowa pasujące do postawionej z góry tezy i bez skrępowania włożył je w cudze usta. Cała sprawa jest dosyć dobrze opisana tutaj. Ależ piękna katastrofa! – chciałoby się rzec. Ale to jeszcze nie koniec – na naszym podwórku temat podjął serwis Webhosting. Niestety w typowym dla siebie stylu tytułując całość: W Japonii niemodnego iPhone nie chcą nawet za darmo oraz dodatkowo dramatyzując tekst: Jednak jest kraj, w którym iPhone’a nikt nie chce – nawet za darmo po podpisaniu odpowiedniej umowy z operatorem. Japończycy nie kochają firmy Apple. Popularność komputerów z logo nadgryzionego jabłka nigdy nie była w tym kraju wielka. Jednak niechęć z jaką spotkał się na rynku iPhone jest czymś dotąd niespotykanym. Po interwencji czytelników tytuł został złagodzony (zmieniony) a pod tekstem pojawiło się skromne sprostowanie. Dobrze że chociaż tyle. Zrozumcie mnie dobrze – przywykłem już do tego, że polska blogosfera czy pseudoblogi i duże internetowe serwisy zajmują się głównie przedrukami z anglojęzycznej części sieci i z siebie nawzajem. Przywykłem do durnych tytułów i do tego, że przeklejanie to jest najczęściej bezrefleksyjne, tłumaczenie byle jakie a komentarze banalne. Przywykłem też do bzdur jakie wypisuje się ostatnio na temat Apple, do piarowych wrzutek konkurencji, do dziennikarskiej niekompetencji oraz do infantylnej paplaniny. Ciągle jednak nie mogę nadziwić się zaciekłości komentujących wszystkie te dezinformacje czytelników. Fakty są inne? Tym gorzej dla faktów!Każdy kto zwróci uwagę na nieścisłość, błąd czy nawet rażące – i bezdyskusyjne! – przekłamanie z mety otrzymuje etykietkę fanboja a próba jakiejkolwiek merytorycznej dyskusji kończy się mniej lub bardziej wyszukanymi wyzwiskami. Skąd ta agresja? Skąd to zaślepienie? Skąd taki brak krytycyzmu? – pojęcia nie mam. Jednocześnie rzadko kiedy stawia się jakiekolwiek zarzuty autorom odpowiedzialnym za publikowanie nieprawdziwych informacji – bo było, minęło, trudno, kogo to obchodzi? – a przypadki takie jak wycofanie nieprawdziwego tekstu można policzyć na kciuku jednej ręki. Co więcej nierzadko w tą całą nagonkę włącza się także sam autor! Wbrew pozorom nie dotyczy to tylko tzw. dziennikarstwa obywatelskiego – byłem kiedyś świadkiem takiej oto połajanki której udzielił publicznie jednemu z czytelników dziennikarz pracujący w newsroomie dużej ogólnopolskiej gazety. Po prostu – ryba psuje się od głowy. Tymczasem jednak plotka raz puszczona w ruch żyje własnym życiem – w kraju nad Wisłą wszyscy wiedzą na przykład, że Apple nie dopuściło do powstania Opery mini dla iPhona, mimo że przecież Opera nigdy jej nie napisała. Podobnych przykładów jest zresztą bez liku – pamiętacie przecież groźny czarny przycisk, rzekomy brak konkurencji w App Store, słynny applowski marketing, rozliczne wady iPhona czy nawet chorobę Jobsa… A przecież to tylko jeden, mało ważny i do tego jeszcze mało popularny temat! Kogo w końcu obchodzą jakieś iPhony i komputery? Garstkę geeków, pasjonatów i zapaleńców komputerowej techniki – pomyślcie tylko co musi dziać się w tekstach o polityce, gospodarce czy ekonomii! Słowem, tam gdzie w grę wchodzą duże pieniądze, wpływy i władza. Kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą – twierdził nazistowski minister propagandy Józef Geobbels. Dodajmy – tym trudniejszą do odkłamania, że przecież nienamacalną, nieistniejącą i nieuchwytną. Jak z tym walczyć? Bo że trzeba nie mam akurat najmniejszej wątpliwości.