Robaczywa intryga?

                22 września 2008 o godzinie 0:32, w kategorii Jabłka.

W ostatnim Newsweeku pojawił się długi tekst o złym Apple. Właściwie to nic nowego – kolejna dziennikarska historia o tym że Apple będzie wkrótce drugim – rzecz jasna, znacznie gorszym! – Microsoftem. Już teraz bezwzględnie niszczy konkurencje, buduje monopol – słowem, przypomina coraz bardziej komputerowe imperium zła. Artykuł nie jest napisany przez naszego rodaka a więc poziom kompetencji jest tu o rząd wielkości wyżej niż zwykle – niemniej jednak i tak trudno znieść sensacyjny ton i wymowę tekstu. Może to się dobrze sprzedaje, może nawet pokazuje jakiś fragment rzeczywistości ale niestety niczego nie wyjaśnia. Wręcz przeciwnie. Kiedy Apple było na obrzeżach rynku wszystko było w porządku – wprost pisze Daniel Lyons. I tam powinno pozostać – dodaje między wierszami. Czujecie ten dysonans? O co tu naprawdę chodzi – o to że monopole są złe czy raczej o to, że jeden z nich właśnie traci swoją pozycję? Artykuł to klasyczny przykład wykręcania kota ogonem. Zresztą sami zobaczcie jak to się robi. Najpierw mamy jednoznaczny tytuł, potem czytamy kilka słów o dominacji iPoda i rosnącej popularności maków oraz iPhona a potem dostajemy ilustrujący ten proces przykład – AppleTV. Problem w tym, że jak wszyscy wiemy telejabłko nie odniosło rynkowego sukcesu a mimo to – jak sugeruje autor – już wykończyło jakąś nieznaną spółkę sprzedającą czy wypożyczającą filmy przez internet. Niestety Lyons milczeniem pomija niezbyt wygodny dla siebie fakt, że zarówno mający ponad 70% udziału w rynku złowrogi iPod jak i iPhone – któremu dziennikarz wieści najwyraźniej podobny sukces – wchodziły na rynek zdominowany przez wielokrotnie silniejszych graczy i udało im się osiągnąć sukces pomimo tego! Ale wtedy trudno byłoby przedstawić Apple w złym świetle – nieprawdaż?

Big Fish Li7Ttle Fish 2

A tak mamy jasny komunikat. Apple jest złe. Monopolista pożera Vudu i inne mniejsze rybki. Ale powstaje też kilka pytań – czy Vudu byłoby złe gdyby pożerało Apple? Skoro nawet „wielka-klapa-tv” wykańcza dzielną konkurencję – to czy problem nie leży raczej w jej wewnętrznej słabości? I czy w związku z tym nie pożarłaby jej każda inna firma działająca na tym samym rynku? Poza tym czyż nie jest czasem tak, że mamy tu do czynienia z klasycznym łańcuchem pokarmowym? Że w każdy rozwój jest po prostu wliczone pożeranie mniejszych od siebie? Od kiedy więc Newsweek uważa, że coś złego jest w tym że firmy ze sobą konkurują? Cóż, na początek trochę poteoretyzujemy. Nie trzeba ekonomicznego wykształcenia czy wybitnej inteligencji żeby wiedzieć, że wszystkie firmy dążą w stronę monopolu. Nawet jeśli miałby on zajmować tylko jedną ulicę. Nie trudno też zgadnąć, że żaden przedsiębiorca nie lubi konkurencji – obojętnie czy chodzi o pisanie stron www na umowę o dzieło, komputeryzację w skali makro, handel bronią czy o wyrywanie zębów wygląda to dokładnie tak samo. Każdy kto prowadził jakąś działalność na własny rachunek wie o tym także z autopsji. Konkurencja zagraża naszym interesom i zmusza nas do wysiłku – w końcu oferuje to samo co my tylko taniej lub lepiej – a więc w odwecie traktujemy ją z naturalną i zrozumiałą niechęcią.

Monore6Poly

Jednak obok tego, że coś wytwarzamy przecież także nieprzerwanie konsumujemy. A konkurencja jest dobra dla konsumentów – to dzięki niej dostajemy towar dobrej jakości i w dobrej cenie. Jednym słowem, wprawdzie musimy się bardziej wysilić, żeby klient kupił u nas a nie obok ale gdy tylko wyjdziemy z pracy sami z tego skorzystamy – bo ktoś wysili się bardziej żebyśmy kupili u niego. Proste, prawda? W praktyce sprawy się trochę komplikują i rysunek nie jest taki klarowny jednak z grubsza tak to właśnie wygląda. Ale to wciąż zbyt mało – bowiem prawdziwa konkurencja pojawia się dopiero wtedy kiedy każdy może wejść na rynek i zacząć oferować swoje usługi jeśli tylko uważa że zrobi to taniej i lepiej. To konieczne do zachowania równowagi. Dzięki temu gdy nasz konkurent nie wytrzyma presji – pojawi się ktoś inny. A gdy sami nie potrafimy zaspokoić popytu – pojawi się ktoś kto potrafi. I tak dalej. Dlatego w naturalnym środowisku coś takiego jak monopol właściwie nie występuje – nawet jeśli powstaje kolos to szybko okazuje się że stoi na glinianych nogach i w końcu przegrywa z mniejszymi i bardziej elastycznymi. Co więcej – ich zalety widać tak wyraźnie głównie dzięki niezgrabnym ruchomi giganta. To po prostu dwie strony jednego medalu. Niestety prawie każda zewnętrzna ingerencja w ten system tworzy oligopol a więc konkurencję fałszywą, która ma nie tylko wszystkie wady monopolu ale także na dobre konserwuje całą sytuacje – a jedyne co oferuje w zamian to pozory i obietnice. Spójrzmy więc na dzisiejszy rynek IT i zastanówmy się przez chwilę jaką rolę pełni na nim Apple i komu naprawdę zagraża. Konsumentom? Skąd więc te wszystkie obawy? Cóż zgadnij koteczku!

KoszykImages\Trolley-Shopping

Apple rozwija się ostatnio w imponującym tempie, otwiera nowe rynki zbytu, połyka mniejsze firmy, od samego początku (1976) ma też niezmiennie spory – i co warto podkreślić – wybitnie niematerialny wpływ na rynek, jest naśladowane i kopiowane przez wiele innych firm – to wszystko prawda – ale konia z rzędem temu kto wytłumaczy mi jak dzięki temu można pisząc o branży IT nazwać firmę z kilkuprocentowym udziałem w rynku monopolistą… Poza tym wyjaśnijmy sobie jeszcze kwestię specyfiki – silą rzeczy oferowanie pewnych usług czy produktów powoduje, że inni stają się od nas zależni. Jeśli nagle zdrożeją marchweki to podniesie się cena karotki i tyle – jednak gdy podrożeje benzyna wpłynie to już na cała masę innych produktów i usług. Trudno więc mieć na poważnie pretensje do producenta systemu operacyjnego o to że od jego decyzji zależni są jednocześnie także producenci oprogramowania – prawda? Przecież to oczywiste. To prawda, że jeśli Apple wypuści nowego iPoda to wszyscy producenci ipodowych akcesoriów będą zmuszeni zmienić swoje plany ale – u licha! – przecież właśnie dzięki temu zarabiają! Apple nie zdominowało „rynkowych ekosystemów” jak chce Lyons ale je stworzyło – a to spora różnica. Idźmy dalej – jeśli kupiliśmy sobie dwa tysiące komputerów z Windows to kupimy też zapewne dwa tysiące kopii Excela – i wiemy o tym od samego początku! Co więcej właściwie należałoby powiedzieć, że te wszystkie komputery kupiliśmy dla Excela a nie odwrotnie… Gdzie więc tu niby straszy? Owszem – diabeł zawsze tkwi w szczegółach. Ale tych nie znamy. Nie ma ich też w źródłowym tekście. Wiemy tylko, że Apple robi coś złego ale nie wiemy co. Możemy się domyślać – a domysły jak wiadomo są dużo gorsze od rzeczywistości. Ale może właśnie o to chodzi?

Stackofyoney

Piszę o tym wszystkim tylko po to żeby uzmysłowić wam, że trudno obwiniać Apple czy Microsoft o to że istnieją i prowadzą interesy. To jak mieć pretensje do jednego czy drugiego żołnierza o to że wybuchła wojna. Przecież oni także są jej ofiarami. I naprawdę – uwierzcie mi – gdyby na świecie nie było żołnierzy to tasakami zabijałyby się kucharki. Albo kelnerzy. Zło tkwi bowiem gdzie indziej. I podobnie jest tutaj. To nie jabłko jest robaczywe – robaczywa jest cała współczesna ekonomia z tym swoim korporacyjnym ładem, pseudoetyką i pseudofilozofią która próbuje zamaskować właściwie tylko jedną prostą ideę – kasa ponad wszystko. Zrozumcie mnie dobrze – biznes od zawsze robiło się po to aby zarabiać. Zysk to nic złego. Rzecz w czym innym – apetyt jednego lub nawet kilku ludzi którzy zawiązali spółkę jest naturalnie ograniczony. Każdy człowiek ma bowiem jakieś cele, ambicje, marzenia, zasady lub wyobrażenia których nie przekroczy. Wpływowy i bogaty biznesmen może być bogobojny, może być próżny i łasy na pochlebstwa, wreszcie może być także zły i wredny – ale jest także śmiertelny. A to jest perspektywa przy której bledną inne plany. Co więcej prawdziwy biznesmen spróbuje pohandlować nawet ze śmiercią – a to uniwersytet postawi, a to bibliotekę, szpital czy kościół ufunduje. Tak zwane grono akcjonariuszy, obiektywne uwarunkowania, kapitał bez właściciela czy bezosobowa korporacja – nie. Widzicie różnice? Chodzi o to, że nasz świat staje się z dekady na dekadę coraz bardziej odhumanizowany. Ludzie zwykle mają jakieś skrupuły a korporacje żadnych. Przejdzie w nich każdy ruch który zwiększy efektywność o marne 5% – durny, nieuczciwy, obciachowy. Dziś wszystkie większe firmy działają w ten sam bezduszny sposób – a to oznacza że tytułowe zarzuty można by postawić każdej z nich, bez wyjątków. Dlaczego więc autor przypisuje je tylko Apple?

Seeno9Evil

Trudno mi zresztą oprzeć się wrażeniu że tekst Lyonsa powstał z takiej właśnie sztucznej – w sensie obliczonej na zysk i pozbawionej skrupułów – inspiracji. Zwłaszcza że publikacja zbiega się w czasie z wartą ponoć 300 milionów dolarów kampanią reklamową Microsoftu mającą redefiniować zły wizerunek firmy – jeśli nie można kogoś dogonić to może warto spróbować go spowolnić? To byłoby przewrotne – polepszyć wizerunek własnej marki poprzez zohydzenie cudzej uwypuklając istniejące pomiędzy nimi podobieństwa – sami przyznacie? Mimo iż zgadzam się z negatywną oceną wielu wydarzeń wspomnianych w artykule to jednak prowadzą mnie one do zupełnie odmiennych wniosków. Otóż po pierwsze, głównym grzechem Microsoftu nigdy nie była rynkowa dominacja – był nim od zawsze słaby produkt. A dopiero potem wykorzystywanie uprzywilejowanej pozycji do jego ochrony i dalszej ekspansji. I „wielkie mnóstwo” kiepskich pomysłów. Jednak gdyby Microsoft sprzedawał dobre rozwiązania prawdopodobnie nigdy nie zyskałby sobie tak powszechnej niechęci i tak złej prasy. Nie wierzycie? To przyjrzyjcie się dwóm generacjom xboxów. Przecież mimo licznych usterek i chamskiej polityki gwarancyjnej ludzie je kochają! Ot, zagwozdka! Po drugie, Apple wywaliło z App Store kilka programów – część zupełnie słusznie – np. I’m A Rich kosztujący tysiąc dolarów i wyświetlający obrazek z napisem „jestem bogaty” – część zupełnie nie wiadomo czemu – jak zastępujący modem NetShare lub ściągający podkasty Podcaster. A jak wiemy – gdy nie wiadomo o co chodzi to zawsze chodzi o pieniądze. Owszem, mnie też nie podoba się usuwanie lub niedopuszczanie aplikacji do App Store – znajduje jednak jedną drobną choć jak sądzę istotną okoliczność łagodzącą. A przynajmniej klucz dzięki któremu można spojrzeć na problem z nieco innej strony. I spróbować zrozumieć – co podkreślam – nie oznacza przecież pochwalać.

Iamrich

Widzę to tak – obserwujemy start platformy iPhone/Touch więc siłą rzeczy dochodzi tu do zderzenia wielu różnych interesów. W ten właśnie sposób rodzą się granice i wszystkie te niepopularne wybory nadają im ostateczny kształt. Tego tutaj nie chcemy, to ma wyglądać tak i tak, tamto trzeba poprawić a na to jest zbyt wcześnie – mówią te wszystkie applowskie bany i zakazy – skupcie się na rozszerzaniu możliwości iPhona w nowych kierunkach a nie na poprawianiu naszej pracy. To przykre ale to także immanentna część projektu. I nie załatwi tego żaden regulamin – bo nie da się zamknąć ludzkiej inwencji w kilku punktach. A kilkaset problem odsunie ale go nie rozwiąże. Poza tym im owe przepisy będą bardziej precyzyjne i co za tym idzie zawiłe tym łatwej będzie je ominąć. Ostatecznie więc i tak dojdzie do zderzenia dwóch sprzecznych „tak chcę” i wygra silniejszy. Nie można tego zostawić także samemu sobie – bowiem wtedy zamiast oryginalnego projektu otrzymamy uśredniony przypadek. To docieranie ma swoją cenę także dla Apple. Jeśli zniechęceni deweloperzy przestaną pisać soft dla iPhona firma straci równie dużo – a patrząc perspektywicznie może nawet więcej – niż oni pisząc swoje programy nadaremno. To biznes a tu nie ma miejsca na emocje – jest na kalkulację. To po trzecie. Żebyśmy mieli jasność – uważam, że brak jasnych zasad gry jest zły. Zawsze. Nikt nie lubi wiedzieć że zależy od jakiegoś bezosobowego widzi-mi-się – sądzę jednak że hałas jaki podnosi się przy wyrzucaniu z App Store każdego kolejnego tytułu – w tym także programu do „puszczania bąków” – jest nieco przesadzony. To się zresztą szybko skończy – Apple nie ma żadnego interesu żeby toczyć z deweloperami podjazdową wojnę i niezależnie od przyczyn będzie musiało przestać. Niemniej warto mieć coś w odwodzie i dlatego tak bardzo ważnym projektem jest nadal Installer/Cydia. To właśnie jailbreak i środowisko hakerów zmusiło Apple do rozwinięcia – lub do przyspieszenia bo przecież nie można wykluczyć, że Apple planowało ten kierunek rozwoju – mobilnej platformy.

Pcworld Imac-Review

I to Cydia właśnie stanowi dziś prawdziwą konkurencję dla App Store. A także doskonały „zawór bezpieczeństwa” – zarówno dla użytkowników jak i dla samego Apple. To wszystko po czwarte – bowiem na tym przykładzie doskonale widać że prawdziwa konkurencja nie tylko pojawiła się całkiem znikąd i bez ostrzeżenia ale też nie potrzebowała wcale miliona dolarów żeby wystartować. Po piąte, myślę że dobrym porównaniem ukazującym kruchość wszystkich wyartykułowanych przez Lyonsa obaw i zagrożeń jest jedno z nich – czyli sklep iTunes. Niby monopol, de-er-emy i w ogóle samo zło a jednak dzięki temu, że Apple udało się uzyskać tak mocną pozycję na rynku – a wręcz poukładać go po swojemu – wyraźnie zmniejszyły się podejmowane przez wielkie koncerny muzyczne histeryczne próby ukręcenia sprawie łba. Dziś szeroko rozumiana „cyfrowa muzyka” jest nie tylko tania i łatwo dostępna ale także nadal przynosi sensowne zyski. Oczywiście wiem, że argument ten w Polsce nie zabrzmi zbyt donośnie ale chyba rozumiecie o co mi chodzi… Apple od kilku dobrych lat dominuje na tym rynku – łatwo więc stwierdzić co też dzięki temu zyskaliśmy a co straciliśmy, prawda? Co więcej od wielu, wielu lat Apple jest także dla większości użytkowników maków „monopolistą w mikroskali”. Kupujesz komputer, dostajesz system, preinstalowane oprogramowanie i tak dalej i tym podobne. Samo zło według pecetowych standardów, czyż nie? I co robią owi zniewoleni użytkownicy – skarżą się czy raczej to sobie chwalą? Owszem, niby można na maku postawić linuksa ale jakoś mało komu się chce to robić. Ba! Od niedawna nawet można w prosty sposób i z błogosławieństwem producenta zainstalować Windows choć – czyż to nie zastanawiające? – burzy to przecież ów „sukcesogenny” i złowieszczy monopol… Ciekawe, co? I – co za pech – kompletnie sprzeczne z rewelacjami z Newsweeka…


komentarze 44