Rak, podatki i moda na jabłka
15 października 2008 o godzinie 16:31, w kategorii Jabłka.
Sporo się ostatnio o Apple mówi i pisze. W różnych zaskakujących miejscach. Na przykład Nokia w komunikatach prasowych, które potem skwapliwie przeklejają do swoich tekstów poważni redaktorzy pracujący w poważnych gazetach, pisze – „urządzenie [chodzi tu o telefon naśladujący iPhona – przypis mój] potrafi korzystać z technologii Flash dzięki czemu użytkownicy mogą przeglądać całą sieć, a nie tylko jej mały kawałek”. Mocne prawda? Microsoft z kolei wyliczył wczoraj applowskie podatki. Nie wiecie o co chodzi? Otóż chodzi o to, że użytkownik maka musi ponoć „wydać sporo pieniędzy na dodatkowe aplikacje, aby uzyskać dostęp do tych samych funkcji i narzędzi, które dostaje w standardzie z Windows”. Sic! Co więcej zdaniem Brada Brooksa który wygłosił te wszystkie mądrości użytkownicy maków są także odcięci najnowszych rozwiązań technologicznych a także nie mogą rozbudowywać swoich komputerów…Swoją drogą ostra zmiana kursu w porównaniu z tym co mówił Jim Allchin, który w słynnym mejlu do Gatesa i Ballmera pisał, że gdyby nie pracował w Microsofcie kupiłby sobie maka. Ale oczywiście to była korespondencja wewnętrzna, nie wystawiona na widok publiczny, a tymczasem całe to gadanie o „podatkach Apple” jest przeznaczone głównie dla mediów, które złapią i powielą wszystko byle tylko brzmiało to wystarczająco sensacyjnie. Idźmy dalej. Goszczący ostatnio w Polsce lewicujący amerykański politolog Benjamin Barber opisując współczesny konsumpcjonizm – momentami całkiem trafnie, gorzej już z diagnozowaniem przyczyn ale to temat na zupełnie inny tekst – na pytanie o to jaka jest różnica między prawdziwymi a sztucznymi potrzebami odpowiada:
Czy radio i słuchanie muzyki to wykreowana potrzeba? Nie. To jest sztuczne, ale nie wykreowane. Ale iPhone, czyli połączenie mnóstwa niedoróbek w jednym opakowaniu? Słaby aparat, słaby telefon, słaba przeglądarka internetowa. W jednym. Po co? Ludzie krzyczą: chcę iPhona! Dostarczają iPhona, bo ludzie mówią: tego chcę. Czy to jest coś niezwykłego? Nie, ale oni to złożyli do kupy i wmówili nam, że to jest coś, czego powinniśmy chcieć.
To zresztą całkiem interesująca rozmowa z której wynika – między innymi – że przez ostatnie 20 lat w Polsce panował wilczy kapitalizm i wolny rynek albo że kupno iPhona to prawdziwa rozpusta a Audi A4 to już racjonalna konsumpcja… Ale mniejsza o to. Pamiętacie jak Greenpeace rozpętał wielką medialną aferę z powodu toksyczności jabłkowych blach i plastików – zarzuty cytowały chyba wszystkie gazety, nawet te z programem telewizyjnym – a na pytania dlaczego akurat uwzięli się na Apple skoro ma ono zaledwie jednocyfrowy udział w rynku i w porównaniu z resztą jest właściwie nieszkodliwe z rozbrajającą szczerością przyznano że tylko dlatego że atak na Apple będzie bardziej zauważalny? Pamiętacie tekst w Newsweeku który firmę mającą w porywach kilka-kilkanaście procent rynku napiętnował jako monopolistę? A na podstawie kilku błahych incydentów z usuwaniem aplikacji z App Store przypiął łatę drugiego, gorszego od oryginału, Microsoftu? A skoro nie ma różnicy…
Albo głupiutki tekst o wadach iPhona z Dziennika? Nie mówiąc już o całej masie sensacji związanych z bezpieczeństwem iPhona – od słynnego „czarnego przycisku” aż po możliwość podglądania przez ramię – które potem powtarzały wszystkie wortale poświęcone technologii oraz konfekcji? Albo złowieszcze plotki o tym, że stacjonarne Maki wydzielają jakieś trujące opary które wywołują raka? I dwa – w ciągu trzech miesięcy! – fałszywe doniesienia o śmierci Jobsa? Skąd się to wszystko bierze, u licha? Mamy tu do czynienia z jednej strony z modą, która nie tylko każe kupować – ale również mówić i pisać – choć nie wiadomo zbytnio co i po co. Po prostu tak wypada. A z drugiej z próbą nadania jabłkowemu wizerunkowi negatywnego ergo korzystnego dla konkurencji zabarwienia. Nie wierzycie że coś takiego jest w ogóle możliwe? No to proszę – źródło wyjątkowo trudno posądzić o lansowanie spiskowej teorii dziejów:
W czasie spotkania przedstawiciele (firmy – przypis mój) zapytali nieśmiało, czy istniałaby możliwość, aby odnieść się do ich działalności również w materiale redakcyjnym. Jaka był odpowiedź? »To żaden problem. Wszystko jest wycenione. Jeżeli kupią państwo pakiet reklam na całą stronę, dostaną powiedzmy tekst liczący tysiąc znaków. My wszystko zrobimy «. (…) Co ciekawe, w trakcie tego pamiętnego spotkania usłyszeliśmy mniej więcej takie słowa: »Jednego mogą być państwo pewni: tekst przez nas przygotowany nie będzie krytyczny. Czego będzie dotyczyć, nie możemy powiedzieć – to już jest niezależność dziennikarstwa «.”
Słowem legendarna dziennikarska niezależność wygląda dziś tak – ty zamawiasz ogólną wymowę a my sobie dobierzemy słowa. Zabawne że pisze o tym gazeta która trzy miesiące temu sama wykazała się zadziwiającą ślepotą opisując fenomen kolejek pod salonami Orange… Ale mniejsza z tym. Wszystko to świadczy tylko o tym, że Apple przestało być dla branży komputerowej wygodnym „laboratorium”, w którym testuje się pomysły na mała skalę a stało się konkurentem z którym trzeba walczyć. Bez pardonu. To właściwie dobra wiadomość – przez lata walczyli o to liczni makewangelizatorzy – jednak wejście do pierwszej ligi ma także liczne wady. Zmieniają się bowiem reguły gry. Masowy rynek pociąga za sobą między innymi widoczne gołym okiem pogorszenie się jakości a także narzuca konieczność dostosowania się do oczekiwań masowego odbiorcy. Słowem, nic za darmo. Obserwujemy ten proces co najmniej od kilkunastu miesięcy. I oby nie skończył się tym, że podczas kolejnej prezentacji nowej wersji OS X zamiast gładkich słówek o szybkości i fantastycznej optymalizacji kodu usłyszycie – nie działa? Kupcie sobie szybsze komputery…
Ale może Apple znów pokaże że jednak można inaczej i nie zrealizuje scenariusza dużej komputerowej firmy? Jak myślicie?