Leopard 9a410 – dużo i niedużo jednocześnie
23 kwietnia 2007 o godzinie 0:15, w kategorii Jabłka.
Kiedy w zeszłym roku opisywałem pierwszą deweloperską wersję Leoparda – siłą rzeczy nowości było sporo: Spaces, Time Machine, nowy iChat, nowy Mail i tak dalej i tym podobne. Tym razem mamy do czynienia jednak nie z nowym systemem a tylko z jego kolejną odsłoną – siłą rzeczy więc nowości winno być mniej. Ale przecież wcale tak nie jest: po tylu latach iksy zyskały wreszcie zunifikowany wygląd, co więcej do systemu trafiła wreszcie oficjalnie polska wersja językowa! Słowem, wbrew pozorom, zmiany są – sami chyba przyznacie – dosyć istotne. Z drugiej jednak strony to przecież ciągle ten sam Leopard – poznaliśmy go już wcześniej i teraz łowimy już tylko detale, szczegóły i różne inne drobiazgi Pamiętajcie więc, że tekst ten jest więc tylko dopełnieniem poprzedniego i tak należy go odczytywać – koncentruje się zatem głównie na szczegółach i zmianach, które wprowadzono przez te dziewięć miesięcy a nie na samym systemie jako takim.
Ostrzegałem – w porównaniu z poprzednią wersją znajdziemy w buildzie 9a410 niewiele zmian – niestety nadal nie ma tu tych najfajniejszych, ukrytych funkcji które dziewięć miesięcy temu stojąc na tle wielkiego napisu TOP SECRET obiecywał światu Steve Jobs. Build 9a410 to po prostu kolejna „nudna” wersja robocza właśnie powstającego systemu, pełna niedoróbek, niezbyt stabilna i – co przecież najbardziej istotne – nie przeznaczona do normalnej, codziennej pracy. Jak pisałem wcześniej od tej własnie wersji w systemie nie znajdziecie już wyglądu brushed metal – teraz wszystkie systemowe okienka przypominają z wyglądu nowe iTunes. Jednak Finder wcale nie wygląda przez to bardziej „lekko”, co więcej wydaje się nawet że ciemna i dosyć masywna góra okna sprawia momentami nieco przytłaczające wrażenie zwłaszcza przy mniejszych okienkach – zbyt duży gradient powoduje że toolbar wydaje się nieco wypukły, reszta okna płaska i na moje oko coś tu minimalnie do siebie nie pasuje. Niemniej całość nadal wygląda całkiem dobrze a brak szczotkowanego aluminium nie rozczarowywuje tak bardzo jak mogłoby się z początku wydawać. Ale trochę żal…
Dla polskiego użytkownika pierwszą i chyba najbardziej rzucającą się w oczy zmianą jest to, że system jest (a właściwie trzeba by napisać – będzie) po polsku. Wbudowana w Leoparda polonizacja jest bowiem jeszcze mocno prowizoryczna – po ustawieniu języka polskiego spora część komunikatów nadal jest wyświetlana po angielsku a system w działaniu jest kompletnie nieprzewidywalny. Aplikacje wywalają się jak dobrze ułożone domino. Zwłaszcza Finder. Po przełączeniu na angielski jest trochę lepiej ale i tak build 9a410 trudno będzie nazwać stabilnym. Złośliwi twierdzą nawet, że wystarczy tylko rzut oka na 9a410 aby poznać prawdziwy powód przesunięcia premiery Leoparda z czerwca na jesień. Ja jednak nie byłbym aż tak surowy – w końcu to ciągle beta więc ma pełne prawo się wieszać. I żeby była jasność – opisywane problemy dotyczą aplikacji, sam system ani razu nie odmówił posłuszeństwa.
Jak już wiadomo – choć nieoficjalnie – polska lokalizacja jest przygotowywana w oparciu o sadowego Polonizatora, znajdziecie więc w Leopardzie wszystkie te trudne w wymowie i kontrowersyjne kwiatki – od kultowego już poniechaj po przezabawne znaczki i wybitnie źle kojarzone dziś teczki. Wiadomo już także, że spolonizowany system będzie prawdopodobnie aktualizowany przez internet i Software Update (ufff! to znacznie lepsze rozwiązanie niż Poczta Polska, nieprawdaż?) jednak wszystko wskazuje na to, że aktualizacje dla polskiej wersji będą nadal dostarczane z opóźnieniem a system będzie konsekwentnie odmawiał instalacji niespolonizowanych uaktualnień. Czyli wychodzi na to, że zmieni się dużo i niedużo jednocześnie. Tak zresztą można by podsumować cały niniejszy tekst.
Ale do rzeczy. W 9a410 zmienił się mocno sposób pobierania przez Safari wycinków stron www i przekształcania ich w widżety. Teraz przeglądarka sama rozpoznaje integralny fragment strony np. wpis na blogu, kalendarz, okienko z RSS itd. i wyróżnia go z reszty za pomocą prostokątnego podświetlenia. Potem wystarczy już tylko dodać zaznaczony fragment za pomocą przycisku Add na różowo-fioletowej belce i mamy go na Dashboardzie. Oczywiście w pełni klikalny. Jak nic technologia powiększania stron www z iPhone. Obok tego przytył też nieco iChat. Wprawdzie wciąż próżno tu szukać obiecanych fajerwerków niemniej można już znaleźć ich pierwsze skromne ślady. Otóż, dodając do programu zdjęcie (ikonkę) użytkownika dostajemy dostęp do znanego już z applowskiej fotobudki panelu z efektami. Wprawdzie nie jest to jeszcze obraz filtrowany w czasie rzeczywistym w trakcie wideokonferencji a tylko nieruchoma ilustracja działania filtrów (przypominająca podobny panel z nowego iPhoto) jednak pozwala to już poczuć smak całości… Żeby jednak nie było zbyt różowo – sam PhotoBooth nie chce działać. Zamiast obrazu z kamery wyświetla tylko nieciekawy czerwony kwadrat. Klops.
Sporo zmian znajdziemy też w ustawieniach Desktop & Screen Saver w preferencjach systemu. Najbardziej atrakcyjną nowością jest chyba wygaszacz Security, który reaguje na ruch przed kamerą i wyświetla zarejestrowany w ten sposób obraz. Niestety działa to tylko w podglądzie (czyli w małym okienku), próba przełączenia do pełnego ekranu (Test) kończy się wywrotką preferencji systemu. Obok Security znajdziemy tu jeszcze elegancki słownikowy wygaszacz Word of the Day, dwie miłe dla oka abstrakcje Arabesque i Shell oraz znany z pierwszej publicznej prezentacji Core Animations żonglujący okładkami płyt wygaszacz iTunes Artwork. Działa wreszcie, niedziałający wcześniej, rozbudowany o kilka eleganckich drobiazgów wygaszacz z pokazem slajdów. Słowem, miło sie patrzy choć to już akurat wszyscy widzieliśmy podczas WWDC 2006.
Inną taką właśnie starą nowością jest wbudowana w iChata automatyczna wideosekretarka. Pisały o tym już jakiś czas temu wszystkie makowe serwisy. Działa świetnie – sprawdziłem. Bardzo fajna sprawa zwłaszcza, że wszystkie nowe maczki mają wbudowane kamery, przepustowość naszych łącz powoli rośnie a ceny dostępu do sieci ciągle spadają. Z dalszych drobiazgów – zmienił się także bezelek wyświetlający kierunek zmiany pulpitów. Kiedyś wyglądał tak a dziś wygląda tak. To tyle odnośnie Spaces. Co jeszcze? Widok listy w Finderze jest teraz „popaskowany” – tak jak w iTunes. Skromny ale przecież bardzo dobry pomysł. Dalej – ikonka Terminala to teraz monitor z Matrixa. No i dziwny – bo „polished” a nie „brushed”- QuickTime.
Nowy wygląd zyskał też panel Network w preferencjach systemu. Sporo tam zresztą podobnych zmian niemniej nie widzę sensu w skrupulatnym wyliczaniu ich wszystkich – w końcu w kolejnym buildzie mogą zawędrować gdzie indziej. Jaka to zresztą różnica czy konfigurację systemowego firewalla będziemy mieli zaszytą w panelu Sharing czy Security? Otóż właśnie – nieistotna.
Teraz dwie ważne kwestie. Po pierwsze QuickLook! To genialne narzędzie! Mówiąc w skrócie to coś w stylu wbudowanego w system MilkyWaya. Po uruchomieniu program wyświetla w półprzezroczystym okienku szybki podgląd zaznaczonego pliku lub plików. Jeżeli to grafika czy zdjęcie to zobaczymy miniaturkę obrazka, jeżeli folder czy inny plik to skrót informacji o nim a jeżeli pedeef czy inny dokument tekstowy to podgląd zawartości. Okienko jest skalowane, można więc łatwo dostosować rozmiar podglądu do własnych upodobań (inne oczekiwania będzie mieć właściciel 13-calowego MacBooka a inne 24-calowego iMaka). Prosta i wspaniała rzecz. Bez kitu.
Dodatkowo przy podglądaniu grafiki mamy możliwość szybkiego rozszerzenia obrazu na cały ekran, dodania go do biblioteki iPhoto a także – gdy zaznaczymy wcześniej więcej niż jeden plik – uruchomienia podglądu miniaturek a nawet rozpoczęcia małego slideshow w okienku QuickLooka! Oczywiście w każdej chwili można przejść do trybu pełnoekranowego. Całością sterujemy za pomocą menu znanego już z tygrysowego polecenia Slideshow. QuickLook to zdecydowanie jedna z najbardziej apetycznych nowości w Leopardzie! Niby taki drobiazg a ileż to oszczędza klikania! Bardzo ciekawy jest też tryb pełnoekranowy – o ile w przypadku grafiki czy nawet wielostronicowych pdf jest to zupełnie naturalny widok – o tyle w przypadku programów wygląda to już trochę dziwnie…
QuickLook siedzi zresztą w systemie bardzo głęboko- jest doskonale zintegrowany nie tylko z Finderem ale z wszystkimi chyba leopardowymi aplikacjami w tym oczywiście także z nowym Spotlightem. Prawdopodobnie będzie potrafił wyświetlić wszystko co sobie tylko wymyślicie jego możliwości będzie bowiem można rozszerzać za pomocą pluginów. Po prostu mała wielka rzecz. Tyle po pierwsze, teraz po drugie – kolejną miłą rzecz odnalzłem łącząc się po afp z innym makiem… Otóż obok standardowych opcji logowania jako gość lub użytkownik znajdujemy tu też – niespodziewanie – możliwość współdzielenia ekranu (Share Screen)!
Okazuje się, że w system wbudowano zgrabnego klienta VNC. Całość jest prościutka w konfiguracji (wystarczy zaptaszkować odpowiednią pozycje w zakładce Sharing w preferencjach systemu) i działa znakomicie. Sprawdziłem. To wspaniałą wiadomość bowiem Apple Remote Desktop jest dla zwykłego śmiertelnika, który tylko od czasu do czasu potrzebuje popracować zdalnie na odległym maku zdecydowanie zbyt kosztowny… W sumie pewnie należało się tego spodziewać – w końcu Jobs mówił wprost o takim rozwiązaniu, bałem się jednak, że da się współdzielić desktop tylko przez nowego iChata a tu taka niespodzianka! Bardzo miło.
Uruchomiłem nowego Leoparda także na moim iMaku G4. Choć system bez trudu ruszył i będzie działać także na starszych maszynach z PPC to zdecydowanie nie będzie to dla nich sielanka. Niestety iMak z procesorem 1,25GHz bardzo szybko dostał nieprzyjemnej zadyszki mimo, że pod Tygrysem czy Panterą z podobnymi zadaniami ( rozmowa wideo czy wyświetlanie pełnoekranowej grafiki) zawsze radził sobie nadspodziewanie dobrze… Co ciekawe, odniosłem przy tym wrażenie, że jeżeli idzie o Expose, Dashboarda i całe to codzienne przesuwanie okienek to Leopard jest nawet nieco bardziej żwawy od Tygrysa! Słowem, coś tu jest mocno nie tak – komputer dusi się przy wyświetlaniu niedużego obrazka a śmiga animując w czasie rzeczywistym kilkanaście okienek? Miejmy nadzieję, że to zwykły bug a nie niedbalstwo którego już nikt nie uzna za stosowne naprawić. Zresztą nie narzekajmy w końcu po to właśnie są wersje beta żeby źle działały.
Leoparda uruchamiałem z zewnętrznego dysku. Podczas całej tej zabawy okazało się że system zainstalowany na intelu nie pójdzie na PPC i odwrotnie. Otóż pierwszy żeby się zbootować wymaga partycji GUID Partition Table a drugi Apple Partition Map. Nie mam pojęcia czemu i czym różnią się od siebie te tabele partycji ale jestem rozczarowany, że odbija się to na użytkownikach. Kiedyś wystarczyło że człowiek miał dysk firewire z systemem w szufladzie i był spokojny – w razie jakiejś awarii zawsze mógł bezproblemowo odpalić komputer. Swój lub kolegi. Dziś trzeba mieć dwa dyski – jeden dla PPC drugi dla intela. Blah! Nie podoba mi się. Co jeszcze? Warto dodać, że Leopard bez najmniejszych kłopotów rozpoznał zewnętrznego iSighta – działa z nim dokładnie tak samo jak z wewnętrzną wbudowaną w nowe maki kamerą – a także rozpoznał mojego starego iSuba! Prawdę mówiąc tego się nie spodziewałem.
I to by było na tyle. To prawdopodobnie ostatni partyzancki opis Leoparda z mojej strony – w czerwcu zobaczymy kolejną oficjalną prezentację, która, miejmy nadzieję, odsłoni to supertajne coś co do tej pory pozostaje wielką tajemnicą a w październiku spotkamy się na zakupach…