Horror vacui

                23 stycznia 2009 o godzinie 3:41, w kategorii Jabłka.

Zacząłem kiedyś pisać tekst na bloga którego nigdy nie skończyłem. Szło to mniej więcej tak: Najgorsza zmora to gdy komputer wie lepiej – głosi obiegowa opinia. Powyższe twierdzenie zakłada, że użytkownik wie swoje, komputer swoje i – co istotne – że to nie jest to samo. A to musi oznaczać konflikt. Zwłaszcza, że maszyna sama z siebie przecież nie ustąpi! Słowem: Horror! Dramat! I tragedia! Ale to nieprawda. Bo komputer który wie lepiej to najlepsza możliwa rzecz jaka może nas spotkać! Być może brzmi to dziś jak gadanie szaleńca i trudno sobie wyobrazić co też właściwie mam na myśli ale to dlatego, że do tej pory mieliśmy w większości kontakt ze sprzętem, który użytkownika właściwie kompletnie ignorował… Mówiąc jeszcze innymi słowy, jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że fraza „komputer wie lepiej” oznacza w istocie jakieś tępe parcie w najmniej sensowną stronę a w najlepszym wypadku litanię pytań w stylu czy jesteśmy pewni? Nie dajmy się jednak zwariować – przecież nawet biorąc rzecz całkiem dosłownie widać wyraźnie, że gdy komputer namolnie nas o wszystko wypytuje to przecież właśnie „nie wie”. Bo gdyby wiedział to by nie pytał – prawda? Oczywiście komputer nigdy nie będzie niczego wiedział lepiej od użytkownika – ale może za to jeszcze bardziej od niego nie wiedzieć

Areyousureosx

W tekście było sporo ilustracji Perrego Hobermana – pasujących jak ulał! – i równie dużo różnych wątków, które wymagały szczegółowego omówienia. Dlatego artykuł robił się coraz dłuższy i coraz bardziej zawiły. Rzecz w tym – pisałem – że komputer powinien wiedzieć więcej o użytkowniku. Dobry projekt interfejsu to taki który tą wiedzę uwzględnia. A więc, na przykład, potrafi wyświetlić bardziej istotne informacje większa czcionką niż te mniej istotne. Tylko tyle! Cała przewaga rozwiązań proponowanych przez Apple polegała – i polega nadal – na tym, że projektanci starali się zastanowić nie tylko jak dany mechanizm ma funkcjonować od strony technicznej ale też jak – i kiedy! – będzie on przez nas używany. Powtarzam – tylko tyle. I jednocześnie aż tyle, bo nikt chyba w całej branży nie zrobił tego na taką skalę i z taką konsekwencją. Wszystko to były jednocześnie rozwiązania w poprzek – wbrew panującym przekonaniom, modzie a nawet statystykom. Nie jest to wcale przepaść technologiczna ale mentalna… I tak to sobie mniej więcej szło. Mówię wam – masa tekstu, masa dygresji, masa zastrzeżeń, masa definicji i masa przykładów. Naprawdę grube kilobajty.

Areyousurexp

Co gorsza – kilobajty tekstu z którego nie byłem zadowolony. Może gdybym pisał książkę i rozbił zagadnienie na rozdziały miałoby to sens ale w blogonotce… Zamiast krótko, zwięźle i na temat brnąłem w coraz to nowe rejony ale jedno wymagało drugiego – i łączyło się z nim nierozerwalnie. Bo przecież chodzi tu nie tylko o sam projekt interfejsu ale i o wolność wyboru, i o realizację koncepcji i o jakość pracy. Okazało się, że komputer to nie tylko skomplikowane urządzenie ale i szalenie skomplikowane zagadnienie. Zwłaszcza gdy człowiek chce jednocześnie opisać jego działanie, historię, różne jego koncepcje i wynikające z tego złożone konsekwencje… Słowem po kilku próbach wycięcia zbędnych fragmentów – co skończyło się oczywiście dopisaniem dwóch nowych akapitów – dałem sobie z tym spokój. I tak by już pewnie zostało gdyby nie to że dziś znów gdzieś przeczytałem, że użytkownik winien mieć możliwie największy wybór i narzucanie mu czegokolwiek jest po prostu karygodne. Wpadłem więc na pomysł, że zamiast męczyć się z tym pokażę wam krótki wykład Barrego Schwartza. Schwartz jest psychologiem i popełnił kilka lat temu – chyba raczej słabo znaną w Polsce – książkę pod tytułem Paradoks wyboru. Film jest niestety po angielsku ale skoro ja z moim peerelowskim angielskim (czendż many, czendź many) zrozumiałem nikt raczej nie powinien mieć z tym problemów… Zatem do zobaczenia za 20 minut.

Zakładam, że obejrzeliście – ostrzegam, że bez tego nie ma sensu czytać dalej… Obserwacje Schwartza nie dotyczą oczywiście komputerów bezpośrednio. Dotyczą jednak bardzo wielu bardzo różnych spraw. Różnych jednak tylko z pozoru. Schwartz opisuje bowiem narzucony nam przez cywilizacyjny rozwój współczesny model życia i konsumpcji. A w tym także i nasze myślenie o komputerach. Cały problem leży w tym, że człowiek nieświadomy po prostu nie potrafi wybrać. Wybór sam w sobie nie jest żadną wartością – nie chodzi nam przecież wcale o to aby wybierać dla samego wybierania ale o to by wybierać dobrze, czyż nie? Bo jeśli moglibyśmy wybrać cokolwiek nie troszcząc się zupełnie o rezultat to jakie w ogóle znaczenie miałoby to że wybieraliśmy? Równie dobrze można by rzucić monetą, prawda? W prawdziwym świecie wybór jest siłą rzeczy ograniczony – mamy ograniczone możliwości, każda decyzja rodzi jakieś konsekwencje i tym samym zmienia się cały układ. Pewnych rzeczy nie da się cofnąć lub zmienić. W przypadku komputerów jest jednak odwrotnie. Gdy obrabiacie zdjęcie w Photoshopie możecie z nim zrobić właściwie wszystko. Gdy projektujecie stronę www lub interfejs aplikacji może on wyglądać i działać właściwie dowolnie. Nie ma tu ograniczeń innych niż konwencje. Prawie zawsze można też cofnąć się i zacząć od początku. A to oznacza że zamiast nieskończonej możliwości gwałtownie potrzebujemy pomysłu, który nada wszystkim tym potencjalnym wariantom jakiś sens. Inaczej po prostu utoniemy w pustce. Komputer bez żadnych ram i prawideł to wyzwanie a nie narzędzie – a przecież stworzyliśmy go po to by ułatwić sobie życie a nie je dodatkowo komplikować, prawda? Myślę, że warto o tym pamiętać kiedy znów weźmiemy się za bary z „wiedzącym lepiej” komputerem. Przechył w drugą stronę byłby dużo gorszy.


komentarzy 7