A imię jego 9A466

                24 czerwca 2007 o godzinie 15:14, w kategorii Jabłka.

To trzecia wersja beta Leoparda która wyciekła do sieci i trzeci mój tekst na temat wprowadzanych w nowym OS X zmian. Pierwszy pisałem blisko rok temu, niedługo po WWDC 2006 na którym po raz pierwszy pokazano system publicznie. Wtedy chyba – wbrew zapowiedziom – dowiedzieliśmy się o nim najwięcej. Drugi, w kwietniu tego roku, kiedy było już wiadomo że premierę przesunięto z wiosny 2007 na jesień. Wtedy emocjonowaliśmy się głównie doniesieniami na temat wbudowanej w system polskiej lokalizacji i spokojnie czekaliśmy na ujawnienie supertajnych superficzerów. Trzeci przyszło mi pisać na trzy miesiące przed wprowadzeniem systemu do sprzedaży, w momencie kiedy już na 99% wiemy co znajdziemy w pudełku. Uważam, że trudno dziwić się dosyć powszechnemu rozczarowaniu – Jobs obiecywał z uniesieniem że zobaczymy przyszłość. Cóż, jeżeli tak właśnie wygląda to lepsze jutro to trochę strach pomyśleć co będzie pojutrze…

Abthmac466D-1


Nie zrozumcie mnie źle – wierzę że Leopard będzie godnym następcą Tygrysa. To już widać. Wiem też, że to narzekanie może być irytujące, w końcu cały czas bazujemy tylko na oficjalnych komunikatach, okruchach informacji, zwykłych plotkach i mniej lub bardziej trafionych domysłach. Na dobra sprawę nie wiemy nic ponad to co nam pokazano i ciągle jeszcze jest tu miejsce na niespodziankę. I to niejedną. Problem chyba w tym, że kazano nam zbyt długo czekać. Przesunięto premierę. Być może nawet zrezygnowano z części ambitnych planów na rzecz iPhone? Kto wie czy zamiast rozwijać desktopowy system programiści nie skupili się na jego mobilnych możliwościach? W końcu „ponowne wynalezienie” telefonu to teraz ich oczko w głowie. Nowy rynek, nowa szansa, i wielkie pieniądze. Ale po zeszłorocznych zapowiedziach ludzie oczekiwali jakiejś porażającej technologicznej rewolucji a dostali… nową tapetę i ładne, animowane obrazki w Finderze. Zresztą sam Jobs już kiedyś zauważył, że jeśli nowy produkt nie jest totalną rewolucją, tylko po prostu jest bardzo dobry, to wszyscy wokoło są rozczarowani. Po prostu poprzeczka jest wysoko. Tym razem podniósł ją jednak nie żądny sensacji tłum makfanatyków a sam Steve występując na tle wielkiego napisu TOP SECRET. To co znajdziemy w Leopardzie jest bezdyskusyjnie fajne, nowe i być może nawet przełomowe ale pod pewnymi względami daleko temu do zmian jakie przynosiła zwykłym użytkownikom np. przesiadka z Pantery na Tygrysa. Wiem, że kiedy kupię sobie Leoparda nie będę czuł rozczarowania. Już widać, że będzie wart tych 129 dolarów. Ale dziś, po tych wszystkich zapowiedziach,wielkich słowach, tajemniczej atmosferze i słodkich obiecankach-cacankach czuję. Nic na to nie poradzę.

Desktop466-1

Co nowego w buildzie 9A466? Przede wszystkim oczywiście desktop i Finder. Nowy wygląd Leoparda może się oczywiście podobać choć wzbudził już sporo kontrowersji. Pisałem o tym obszernie i na gorąco przy okazji podsumowania WWDC 2007. Mnie akurat jest żal charakterystycznego niebieskiego tła, szczotkowanego aluminium i reszty dotychczasowej grafiki i dlatego razi mnie pewnie zarówno zielona trawa (zieleń i trawa to motywy od lat będące przecież domyślnymi pulpitami w Windows!) jak i półprzezroczysty menubar. Mam jednoznaczne skojarzenia. Leopard celowo nawiązuje do Visty. Tylko po co? Przy okazji, wbrew krążącym po sieci plotkom, nie doszukałem się żadnego sposobu aby tą przezroczystość menubara wyłączyć… To że z systemu zniknął całkowicie brushed metal wiemy już od dawna, to że znika Aqua widać chyba tak wyraźnie dopiero teraz. Choć w zasadzie można się było tego spodziewać obserwując postępujące zmiany interfejsu na stronie Apple lub śledząc rozwój iTunes. Szkoda, dla mnie to zmiana na gorsze.

Stos466-1

Idźmy alej. Z ogromną ciekawością czekałem na możliwość zobaczenia na żywo mechanizmu Stacks czyli mówiąc po naszemu „stosu ikonek” który możemy sobie położyć na doku… Nie powiem, miła rzecz, ale choć z początku wydawała się bardzo gorąca to na żywo okazała się tylko letnia. Jeżeli na stosie jest tylko kilka elementów rozwijają się one jak kłos… trawy (znowu!), widoczny na skrinszocie powyżej, jeżeli więcej, wyświetlane są jako elegancki dymek. Taki jak na obrazku poniżej. Podobnie robi to sharewareowy program Overflow. Do niego też nigdy nie mogłem się przekonać. I jedno i drugie ładnie wygląda, a po kilku dniach używania zapewne okaże się dosyć funkcjonalne ale – mówiąc zupełnie szczerze – rozwiązanie choć sprytne i estetyczne nie rzuciło mnie na kolana. Może po prostu trzeba tego chwilę poużywać żeby docenić i polubić?

Stos466B-1

Jak być może zwróciliście uwagę patrząc na skrinszoty – zmienił się nieco wygląd iksowych okienek. Rogi są teraz nieco mniej zaokrąglone, a cień pod aktywnym okienkiem jest wyraźnie większy niż do tej pory. W efekcie okienko wisi teraz nad biurkiem jak gdyby wyżej, zabieg ma zapewne uwydatniać pseudoprzestrzenny wymiar doka. Moim zdaniem nie wygląda to zbyt naturalnie. Całość jest też wizulanie bardziej masywna i wyraźnie bardziej kontrastowa. Do tego oczywiście dochodzi wszechobecny Cover Flow. Widok Cover Flow to jak dla mnie najbardziej spektakularna klapa jaką znajdziecie w nowym OS X. Wygląda i działa bardzo sexy ale zupełnie nie potrafię wyobrazić sobie po co to komu. O ile w przypadku iTunes miało te sens bo pozwoliło wreszcie wykorzystać, i dobrze zaprezentować, okładki płyt, o ile w iPhone to całkiem funkcjonalny interfejs bo ekran malutki i obsługujemy go palcem a nie myszką, o tyle w Finderze to moim zdaniem czyste i niczym nie uzasadnione marnotrawstwo. Miejsca, czasu i ergonomii. No, chyba że w przyszłości Apple wprowadzi komputery z ekranami multitouch wtedy – nie przeczę – Cover Flow się może jeszcze przydać. Dziś to tylko wodotrysk.

Nowyfinder4666Coverflow-1

No i jeszcze nowy dok. Ładniutki. Nieco tylko przypomina stare pomysły Suna ale to przecież nie wada, skoro prawnicy milczą zamiast protestować. Mieni się jak bombka choinkowa. Jak można się domyślić generowanie tych wszystkich odbić, refleksów i półprzezroczystości w pseudotrójwymiarowym rzucie musi swoje kosztować. Na dwurdzeniowym intelu to oczywiście wydatek mocy nie wart wspomnienia, na starym wysłużonym G4 to jest już jednak spore wyzwanie. O czym będzie niżej. Ciekawostka – na domyślnie skonfigurowanym doku, nie wiedzieć czemu, zabrakło ikony System Preferences. Dziwne. Acha! Niebieskawa obłość pod ikonkami infomuje o aktualnie uruchomionych aplikacjach. Chyba wolałem stary trójkącik.

Dokdymek466-1

O szybkim podglądzie plików QuickLook pisałem obszernie już przy okazji opisywania bety 9A410. Wraz z nowym Finderem całość nabiera jeszcze trochę rumieńców. Wygląda to świetnie, zżera sporo mocy i chyba niczego nie ułatwia. Watro odnotować że wraz z pojawieniem się QiuckLook na dobre zniknął z systemu tygrysowy slideshow. Razi mnie też trochę – ale tylko odrobinkę – brak wygodnego włącznika/wyłącznika podglądu co doskwiera w przypadku plików leżących na pulpicie. Dostęp do sterującej ikonki mamy tylko z okienka Findera lub z pod prawego przycisku myszy. Niby wystarczy, ale myślę że osobna ikona w doku lub w menubarze raczej by nie zaszkodziła. Zwłaszcza że ikonki takiej doczekało się Expose (F9). Na szczęście jest skrót z klawiatury: +Y co praktycznie rozwiązuje problem.

Coverflow466Podglad-2

Mimo wszystko, myślę jednak że lepiej byłoby gdyby szybki podgląd dotyczył tylko danych które realnie można podejrzeć (obrazy, muzyka, dokumenty itd.) a nie np. aplikacji czy innych plików, których podglądanie polega właściwie tylko na wyświetlaniu dużej ikony… Słowem, chciałbym od tego narzędzia trochę więcej „inteligencji”. Oczywiście na dużym ekranie – czyli 20″ i więcej – półprzezroczyste okienko podglądu zawsze można jakoś zmieścić ale na 13″ monitorze laptopa wyświetlający wielkie ikonki aplikacji tylko przeszkadza. Niemiej, narzekam raczej dla zasady. QuickLook – do tego wspomagany pluginami – to wspaniałe narzędzie. Wspaniałe! Może nawet najwspanialsze (czyt. najwygodniejsze) w całym Leopardzie?

Nowyfinder466A-1

Nowy Finder – zgodnie z obietnicami – jest faktycznie bardzo szybki i stabilny. Jednak ordynarne odłączenie podmontowanego dysku sieciowego ciągle potrafi go zamrozić na dobre kilkadziesiąt sekund. Tygrys ze wszystkimi aktualizacjami ma tu podobne wyniki. Nowe płaskie ikonki są zwyczajnie brzydkie, nowy sidebar jest w porządku. I to właściwie tyle. Reszta zmian jest nie widoczna – tkwi pod maską. Świetne wrażenie robią za to wirtualne pulpity – Spaces. Mechanizm jest praktycznie zupełnie przezroczysty dla użytkownika i działa – bez kitu! – doskonale. Przypomna nie tyle wirtualne pulpity jakie znaliśmy do tej pory a raczej wielki ekran o ogromnej rozdzielczości, który oglądamy przez okienko małego monitora. Fragment po fragmencie. To oczywiste – Apple nie wymyśliło wirtualnych desktopów, tak jak nie wymyśliło telefonu czy rolki w myszce ale to jak zaadaptowało stary i na dobrą sprawę porzucony (czy może raczej lepiej napisać – skostniały) pomysł pokazuje największy walor tej firmy – prawdziwą inwencję. Spaces są jak kółko w iPodzie. Proste, intuicyjne, wygodne. Po prostu, raz spojrzysz i już wiesz o co chodzi, możesz ich używać tak jakbyś używał tego od dziecka. To jasne, można żyć bez dodatkowych pulpitów, to żadna rewelacja, ale gdy skosztuje się applowskich wszystko się zmienia. Nie będzie chcieli innych.

Spaces466-1

Doskonale działa też wyszukiwanie (historia poszukiwań typu szukane dziś, wczoraj, tylko obrazki itp. w sidebarze Findera to duża wygoda!), udostępnianie zasobów oraz współdzielenie ekranu. Wbudowany w system klient VNC jest bardzo szybki i jednocześnie łatwy w obsłudze. Wystarczy tylko włączyć usługę ARD reszta robi się sama. Duży plus, duża wygoda. Nasze polskie sprawy też mają się wyraźnie ku lepszemu… Znikają sukcesywnie wszystkie znane z Polonizatora językowe potworki – w buildzie 9A466 zamiast znaczków mamy już ikony, w menu zamiast Zmiany pojawiła się Edycja a powszechnie rozpoznawane anuluj na dobre zastąpiło nieszczęsne poniechaj. Uffff! Dzięki bogu. Praktycznie cały system jest już przetłumaczony choć polska wersja ma wyraźnie większe kłopoty z poprawnym działaniem niż angielska – tu czasem czegoś zabraknie, tam coś się nie zmieści, tam jeszcze zagada po angielsku a tu źle wyświetli… Ale to minie. Jest dobrze.

Widok466-1

Na marginesie – jeżeli Sami-Wiecie-Kto będzie kontynuował politykę udostępniania Polonizatora dla starszych wersji systemu za darmo, to wraz z pojawieniem się w sklepach Leoparda już każdy będzie mógł mieć system po polsku. Niezależnie od tego czy kupił go z drugiej ręki, za granicą, na Allegro czy na bazarze. To bardzo obiecująca perspektywa – i trzeba jej kibicować nawet jeżeli komputer czasem będzie do nas mówił ładną choć nieco ekscentryczną polszczyzną…

Anuluj466-1

Brzmi słodko? Nie zapominajmy jednak, że nowy Leopard to wciąż wersja beta i potrafi się znarowić. Niestety działo się tak głównie w przypadku chyba najbardziej widowiskowej z widowiskowych nowości Leoparda jaką są… Nowe efekty PhotoBooth i możliwość używania ich w czasie rzeczywistym podczas wideokonferencji w czwartej wersji iChata. Zarówno PhotoBooth jak i iChat sypią tutaj błędami jak kiepski komik żartami… Trochę pomaga nieinstalowanie polskich zasobów językowych, ale tylko na krótką metę – wprawdzie można wtedy obejrzeć kilka nowych efektów w okienku podglądu – jednak próba ich uruchomienia (zwłaszcza dowolnego softwarowego blueboxa) kończy się „nieoczekiwanym” wywaleniem całej aplikacji.

Phbooth466Err-1

Mimo problemów co nieco udało mi się jednak zaobserwować – np. poszczególne efekty z gabinetu krzywych zwierciadeł będzie można teraz stopniować. Po wybraniu któregoś z luster, na ekranie pojawia się suwak, który w czasie rzeczywistym pozwala ustawić zakres deformacji. Miło. Technika zastosowana w blueboxie jest inna. Aby podłożyć scenografię należy na chwilę zejść z pola widzenia kamery tak aby komputer mógł rozpoznać nieruchome tło – a potem je podmienić. Proste, szybkie i wygodne. I takie musi być jeżeli ludzie mają tego używać z przyjemnością. Przynajmniej teoretycznie – bo jak mówiłem, nie udało mi się zmusić żadnego z obu programów do udanej demonstracji. Co próba to elegancka wywrotka. Zresztą widać gołym okiem, że oba programy mają jeszcze spory problem z normalnym działaniem – otóż nawet renderując klasyczne, znane z pierwszej wersji PhotoBooth efekty, działają skandalicznie wolno. I to na C2D który przecież pod Tygrysem nie ma z tym najmniejszych problemów.

Ichat466Efe-2

Zrazu nie udało mi się też zestawić wideopołączenia z tygrysowym iChatem – obraz przesyłany był tylko w jedną stronę. Ale nie martwcie się to tylko chwilowe problemy a nie zapowiedź wstecznej niekompatybilności… Zamieniłem komputery miejscami i poszło. Wprawdzie z nowości udało mi się ostatecznie tylko uruchomić funkcję Share with iChat Teather czyli wysyłać w świat zamiast obrazu z kamery wybranego wcześniej jotpega. iChatUSBCam też to potrafi. Jak widać rozdzielczość prezentacji nie jest oszałamiająca ale to akurat może być wina mojego łącza…

Ichatrozm466

Co ciekawe z preferencji iChata zniknęły opcje dotyczące automatycznej sekretarki… Miejmy nadzieję że tylko chwilowo bo to przecież był bardzo, bardzo fajny pomysł.

Ichat466Pref-1

Dalej. W systemie znajdziecie też nową wersję Front Row. Przypomina znany nam już doskonale interfejs telejabłka – i właściwie nic więcej nie sposób o tym napisać. Jest, działa, zdecydowanie wołałem poprzedni. Co interesujące, Front Row nie jest już blokowany i instaluje się bez żadnej magii także na starszych komputerach! Ciekawe czy Apple odstąpiło wreszcie od utrudniania własnym klientom życia i zrozumiało że w roli pilota można np. użyć telefonu z bluetooth czy może jest to tylko przeoczenie i niedoróbka deweloperskiej bety systemu? Zobaczymy wkrótce.

Frontrow466A.Jpg

Kosmiczny interfejs Time Machine tnie się zarówno na na moim starym iMaku jak i na zupełnie nowym MacBooku. Miłośnikom szybkości zdecydowanie polecam wyścigi Formuły 1 zamiast podróży w czasie. Może ta idea jest genialna, może zaoszczędzi masom ludzi masę nerwów, czasu i ostatecznie pieniędzy ale czemu u licha musi wyglądać jak jakaś kiepskawa gra z automatu na złotówki a do wyświetlania potrzebować ośmiordzeniowego Maka Pro z wypasioną kartą grafiki lub najdroższego ze wszystkich MacBooków Pro? Tego na prawdę nie rozumiem.

Airport466-1

Kolejna zmiana to nowe podrasowane menu Airporta – jak widać pokazuje teraz dostępne sieci w dwóch grupach: otwarte i zabezpieczone. Bardzo przydatna rzecz! Obok tego warto wspomnieć o innym równie przydatnym drobiazgu – choć obecny jest on w Leopardzie od samego początku. Otóż przy zmianie nazwy pliku, gdy klikniemy dwa razy na nazwie, system inteligentnie zaznacza tylko pierwszą cześć, pomijając rozszerzenie. Poza tym w systemie znajdziecie jeszcze nowe wygaszacze ekranu i wiele innych drobnych, czasem mało istotnych a czasem całkiem niewidocznych dla użytkownika zmian. Na pewno coś pominąłem, ale w kilka godzin trudno wyłapać wszystko. Zwłaszcza przy tej burzowej pogodzie…

Zmnazwy466

Na zakończenie jeszcze dwie niezbyt miłe niespodzianki. Tuż po uruchomieniu nowy Leopard przywitał mnie komunikatem o dostępnych aktualizacjach. Trochę się zdziwiłem, wcześniej żaden OS X tak przecież nie robił. W SU czekała na mnie aktualizacja baterii z kwietnia 2007 więc na wszelki wypadek postanowiłem jej po raz drugi nie instalować.

Aktualizacjabaterii466-1

Ale to nie koniec dziwnych komunikatów – przy pierwszym uruchomieniu iStat menus ujrzałem taki oto obrazek:

Vista466

Pamiętacie tą reklamę z serii Get a Mac kiedy facet grający peceta i facet grający maka próbują rozmawiać a stojący pomiędzy nimi ochroniarz w ciemnych okularach wciąż przerywa pytaniem cancel or allow? Ja pamiętam więc się zdziwiłem się jeszcze bardziej.

Vistagam466Rekls3

Na najsłabszym MacBooku z procesorem C2D Leopard działa szybko i zwiewnie choć – nie powiem – komputer potrafił się czasem zakrztusić. Jednak już na iMaku G4 z kartą GeForce FX 5200 i 1GB pamięci praca pod 9A466 to prawdziwa katastrofa. Wszystko się tnie – Spaces, Expose nawet Dashboard! Widać że komputer ostro walczy żeby wyświetlić te wszystkich oczojebne i połyskliwe śliczności ale zwyczajnie nie daje rady. To prawdopodobnie w dużej mierze wynik braku sterowników i/lub optymalizacji pod starszy sprzęt a nie tylko braku mocy – i zapewne jest jakaś szansa że finalna wersja nie będzie dla PPC aż tak nieprzystępna, ale na wielki wzrost wydajności na starszych maszynach raczej bym na waszym miejscu nie liczył… Mocniejsze komputery (G5) i ostatnie wypasione PowerBooki oczywiście Leoparda uciągną ale zdaje mi się że ostatecznie sytuacja się odwróci – dziś pracujący na Intelu Tygrys często ma jakieś drobne problemy, jutro będzie tak z Leopardem działającym na PPC. No, chyba żeby dało się to wszystko jakimś TinkerToolem w diabły powyłączać?

Prev466Req

Czy warto będzie kupić Leoparda? Zdecydowanie za przemawiają: normalna polska wersja językowa OOTB, baaaaardzo wygodny podgląd plików dzięki QuickLook, nowy rozbudowany iChat, który zamienia komputer w nowoczesne centrum komunikacyjne, włącznie ze zdalnym zarządzaniem odległymi maszynami, niesamowite w codziennym działaniu Spaces oraz oczywiście cała masa innych nowych i fajnych zabawek. O ile ktoś lubi takie zabawki, oczywiście. Ostrożnie i bez entuzjazmu podchodzę do Time Machine – bo źle wygląda i ma zbyt wielki apetyt na gigabajty. Wiem, że to niesprawiedliwe ale jestem uprzedzony, i już. Nie traktujcie tego więc zbyt poważnie – mam prawo do kilku małych dziwactw. Nowy, wyczekiwany od lat Finder – tak podobny wizualnie do iTunes – nie jest jednak (i nie będzie) dla plików tym czym jest iTunes dla empetrójek. Niby ścisła integracja Spotlighta, Coverflowa, Stacks i klasycznego iksowego podejścia do plików (jedna partycja, prosty układ katalogów itp.) to właśnie to ale – uwierzcie mi – to jednak ciągle nie jest to.

Leoparsd Os X

Oczywiście szeroko pojęta praca z plikami stała się w Leopardzie, przynajmniej pod pewnymi względami, jeszcze prostsza ale ciągle trzeba pamiętać o tym gdzie trzymamy pliki, jakie to są pliki i całą masę innych typowo komputerowych drobiazgów. Być może tak być musi – w końcu pracujemy przy komputerze – a być może potrzeba tu po prostu jakiegoś prawdziwie nowatorskiego pomysłu, który wywróci wszystko do góry nogami… Nie wiem. Można tak było zrobić z pewnymi typami danych – np. z muzyką i obrazami – i dlatego mamy właśnie programy takie jak iTunes i iPhoto. Programy, które nie każą nam zajmować się plikami tylko pozwalają skupić się nad ich zawartością. QuickLook, CoverFlow i rozbudowany Spotlight to moim zdaniem wciąż trochę zbyt mało. Ale to krok w tym właśnie kierunku. Największe wady? No cóż, wymienię trzy. Leopard chyba nie wygląda tak jak oczekiwaliśmy, i nie jest aż tak wypasiony jak nam obiecano. I – co być może najgorsze – prawdopodobnie nie ożywi powtórnie waszych ukochanych G4-ek, tak jak zrobił to swego czasu Tygrys. Ale akurat tego można się było spodziewać już w momencie ogłoszenia przesiadki na intele – Apple miało i ma z tym mnóstwo roboty więc nie będzie w nieskończoność dbać o użytkowników starych makówek… Jak widać zalet jest zdecydowanie więcej niż wad. To chyba odpowiedź, na wasze pytanie: warto będzie kupić. Pewnie że warto.


Brak komentarzy