Przerośnięty iPhone
27 stycznia 2010 o godzinie 20:51, w kategorii Jabłuszka.
iPad. Tak właśnie wygląda przerośnięty iPhone. Nic dodać nic ująć, prawda? Apple okazało się niestety całkiem przewidywalne – cały świat mówił o tablecie więc dostał tablet. Seksowny i nieporęczny. Modny i banalny. Potężny i zupełnie nieprzydatny. Sorry dziewczyny i chłopaki ale tak to właśnie widzę. Pamiętacie pewnie moją zeszłotygodniową polemikę z Przemkiem Pająkiem – stawiałem wtedy szereg pytań czym może być urządzenie tego typu – teraz będą musieli odpowiedzieć na nie panowie z Cupertino i mam nadzieję, że znajdą odpowiedź nieco bardziej sensowną niż „internet i iTunes w torbie”. Nie zrozumcie mnie źle, ale to jest odgrzewanie trzyletniego kotleta. Wiem, że wszyscy zawsze czekamy na nowe produkty i narzekamy gdy ich nie ma – chcemy rewolucji, niespodzianek, przełomów a na applowski tablet można tak przecież patrzeć – ale to żadna nowość. iPad to po prostu duży iPhone. Literalnie rzecz biorąc – przerost formy nad treścią.Jasne, na pewno będzie się go używać bardzo przyjemnie, na pewno świetnie będzie wyglądał na stole, na pewno zrobi wrażenie na każdym kto weźmie go do ręki ale… Jak i do czego można iPada używać – niestety nie wiadomo. Przyda się do malowania, przyda się do robienia muzyki – o tym mówiliśmy wielokrotnie – ale to niszowe zastosowania. Brushes czy Bebot na cztery razy większym ekranie to zapewne zupełnie nowa jakość ale kto kupi urządzenie za 500 dolarów dla tych dwóch – i im podobnych – aplikacji? Czytanie gazet? Książek? Świetnie! W Ameryce pewnie to chwyci – część ludzi zrezygnuje z zakupów papierowych wersji i czytania online – ale iPad nie zastąpi przecież komputera. Nawet jeśli dzienniki i tygodniki staną się w końcu w większości płatne nie ograniczą przecież sprzedaży oferując swoje treści tylko dla iPadów – rewolucji zatem nie będzie, będzie tylko jeszcze jeden klient dopinający się do serwera www. To wszystko. Co gorsza, cała ta zabawa jest mocno ograniczona czasowo – dziesięć godzin pracy na baterii to po prostu nic! Książek nie czyta się przecież w dwadzieścia minut. Ba! Nawet średnio ciekawy tygodnik wymaga więcej czasu zakładając, że faktycznie go czytamy a nie tylko kartkujemy… Do czego zatem ma służyć iPad? Może do gier? Proszę! Nie żartujcie sobie ze mnie! Oto rewolucja, przełomowe urządzenie, idealne dla maklerów z Wall Street, dla nowoczesnych biznesmenów, dla ludzi zawsze w ruchu, którzy nie mają czasu szukać stoiska z gazetami a to ostatni jeszcze gorący Need for Speed! Ech! Powiedzcie mi – kto ma to kupić? Gracze? Miłośnicy literatury? Konsumenci gazet? Znudzeni laptopami informatycy? Staruszkowie i emeryci? I gdzie się go używa? W podróży? W domu? Na ulicy? Co więcej – nie zapominajmy – że wszystko to co potrafi iPad potrafi też iPhone. W kieszonkowym urządzeniu wszystkie te rzeczy, drobiazgi, a nawet gry nabierają sensu właśnie dlatego, że mamy je ze sobą zawsze. W metrze, poczekalni czy w kolejce można sobie pograć w byle co żeby zabić czas ale iPada nie będziemy mieć ze sobą zawsze. Trzeba go będzie nosić co oznacza że przed wyjściem z domu każdorazowo podejmiemy świadomą decyzję – wziąć go ze sobą czy nie – a to zupełnie inna bajka. No, chyba, że na rynku pojawią się spodnie z odpowiednio wielkimi kieszeniami…
Gdy oglądałem Jobsa z iPadem w ręku po raz pierwszy poczułem się jak gdybym oglądał nie oficjalne applowskie keynote ale jego parodię. Może pamiętacie, były takie filmiki w sieci? Rzecz w tym, że iPod pico wielkości tabletki niczym się nie różni od iPhona wielkości dachówki. Niestety. Znacie mnie. Wiecie, że lubię Apple. Być może pamiętacie, że od samej premiery iPhona nie tylko stałem się jego gorącym entuzjastą ale i przepowiadałem mu wielką przyszłość. Lubie nowe komputery i zabawki od Apple. Nawet te na które mnie nie stać albo których nigdy bym nie kupił – za to co sobą prezentują. Jestem też trochę gadzieciażem. Broniłem nawet airbooka mimo, że nigdy nie był to mój faworyt – miał jednak jakąś nisze do zagospodarowania i wypełniał ją całkiem sensownie. Nie potrafię jednak tego samego powiedzieć o iPadzie. Och! Na pewno się sprzeda. I pewnie nawet lepiej niż iPod Hi-Fi czy telejabłko. Zwłaszcza wziąwszy pod uwagę ostatnio panującą modę… Ale to ciągle zbyt mało. Tyle potrafi każda firma produkująca elektronikę – sprzedać coś odpowiednio licznej grupie ludzi. Apple jednak zawsze robiło więcej. Czyżby przyszedł już czas na odcinanie kuponów? Skoro ludzie chcą sobie kupić deseczkę bylibyśmy frajerami ignorując ich portfele – taki napis mógłby się spokojnie znaleźć na tylnej ściance iPada. Zawsze szanowałem Apple między innymi dlatego, że nie ulegało takim pokusom mając niezbyt wiele do zaoferowania. Najwyraźniej nie można tego robić w nieskończoność… Nie wiem jak wy ale ja w każdym razie nie znajduje żadnego racjonalnego powodu dla którego miałbym kupić sobie iPada. Nawet mocno naciągając rzeczywistość. I kieszenie. Są zdecydowanie zbyt małe.