Okiem muchy
11 listopada 2005 o godzinie 16:30, w kategorii Fotografia.
Wiem już po co są te wszystkie megapiksele… Wcześniej cały czas zastanawiałem się do czego doprowadzi to „puchnięcie” matryc w aparatach cyfrowych. Od jakiegoś czasu co roku rozdzielczość sensorów światłoczułych CMOS i CCD w aparatach kierowanych na rynek konsumencki pobijała kolejne rekordy. Wczoraj mieliśmy jeszcze świetne aparaty 2MPix, dziś jest to 8MPix a jutro będzie to już 16 lub więcej. Generowało to więcej kłopotów niż się wydaje. Trzeba było przecież większych kart pamięci, szybszej elektroniki aparatu, więcej miejsca na składowanie masy dużych plików i szybszych komputerów do ich obróbki. Do tego większa ilość pikseli na małych fizycznie matrycach, przynajmniej w aparatach przeznaczonych dla zwykłych śmiertelników, powodowała wzrost szumów, przez co skutecznie spadała światłoczułość całego układu, co z kolei skutecznie utrudniało fotografowanie bez dodatkowego oświetlenia.
Ciekawą próbą wykorzystania nadmiaru tych wszystkich megapikseli były np. projekty Fuji dotyczące matryc SuperCCD, które dzięki odpowiedniej technice pozwalały wykorzystać „zbędne” piksele do poprawy dynamiki fotografii czy próby Sony, które ów nadmiar przekształcało w bezstratny cyfrowy zoom. Niemniej pomysły te nie wzbudziły raczej entuzjazmu tłumów i stanowiły raczej margines w myśleniu o rozdzielczości matrycy. Wiadomo przecież każdemu, że im więcej megapikseli tym lepiej, tym aparat bardziej nowoczesny i tym lepiej się sprzedaje. Koniec i kropka. Po co komuś w kompakcie taka duża rozdzielczość? To zupełnie nieistotne. Po prostu zawsze musimy mieć sprzęt lepszy od sąsiada – taka jest smutna prawda naszej technokratycznej współczesności – co skwapliwie wykorzystali producenci czyniąc z rozdzielczości matrycy fetysz napędzający dochody całej branży. Dziś zrozumiałem jednak, że ta pogoń za pikselami ma jednak jakiś sens… Otóż naukowcy ze Stanford University pracowali nową rewolucyjną technologię w której nadmiar pikseli przemienia się magicznie w… stuprocentową kontrolę nad ostrością zdjęcia. A polega to na tym, że między obiektywem a elektronicznym przetwornikiem obrazu umieszczono dziesiątki tysięcy malutkich soczewek, o przekątnej 0,125 milimetra. Elektronika aparatu zapisuje nie tylko natężenie światła przechodzącego przez każdą soczewkę, ale i kąt jego padania.
zobacz film pokazujący działanie systemu (.wmv)
Dzięki temu można zrekonstruować, jak wyglądałby fotografowany obraz przy różnym nastawieniu ostrości. Słowem można sobie ustawić ostrość na wybrany obiekt na zdjęciu po wykonaniu fotografii! Co więcej uzyskujemy w ten sposób także pełną kontrolę nad głębią ostrości co jest ważne na przykład w makrofotografii. Dostępne na stronie http://graphics.stanford.edu/papers/lfcamera/refocus/ próbki pokazują działanie systemu w praktyce. Jedyny szkopuł w tym, że przykładowe zdjęcia wykonano aparatem o rozdzielczości około 16MPix, a po przetworzeniu mają one coś około 1 megapiskela. Oznacza to, że abyy wykorzystać w praktyce potencjał wynalazku potrzebujemy na wyjściu pliku ze sześć razy większego, a więc matryc powiedzmy 100-magapikselowych (16×6). Tak więc ja od dziś kibicuję wysokim rozdzielczościom w matrycach. W prawdzie fotografia to nie dłubanie w różnych fotoszopach i rawach, niemniej sama technologia jest na tyle ciekawa, że bardzo chętnie zobaczyłbym jej działanie w praktyce. Jak podaje onet.pl na razie planuje się użycie nowego systemu głównie w kamerach do nadzoru obiektów, bowiem pracują one zwykle przy słabym świetle – co wymaga jasnego obiektywu i szeroko otwartej przysłony, ale też ich zadaniem jest obserwacja obiektów na różnych planach – potrzebują więc dużej głębi ostrości. O ile jednak koszt wyprodukowania odpowiedniej elektroniki i wielosoczewkowego układu światłoczułego nie będzie zbyt wysoki, to pewnie szybko zawitają także do popularnych cyfrówek. Przerażonych wizją kolejnej rewolucji i upadku Fotografii przez duże F chciałbym jednak uspokoić – zdjęcia zawsze będzie robił fotograf a nie aparat. Nawet najdoskonalsze maszyny i cyfrowe technologie nie jeszcze potrafią wybrać i wyostrzyć tego co powoduje że obraz przemawia w jakiś szczególny sposób do naszych emocji.