Magic Mouse
30 października 2009 o godzinie 0:39, w kategorii Jabłka.
Każda wystarczająco zaawansowana technologia jest nieodróżnialna od magii – powiedział kiedyś Arthur C. Clarke. Miałem dziś okazję pobawić się przez krótką chwilę magiczną myszą i zdania nie zmieniam – na pewno ją kupię! O ile mi się uda bo jak wieść gminna niesie może to nie być wcale takie łatwe. Myszy jeszcze w sklepach nie ma, zainteresowanie jest ponoć duże a co bardziej zapobiegliwi już organizują kolejki… Słowem, powrócą zapewne przejściowe trudności z zaopatrzeniem a ja strasznie nie lubię kolejek. Ale co będzie to będzie, jak mówi stare przysłowie co ma wisieć nie utonie. Najwyżej kupię ostatni. Ale wróćmy do myszki – jest mała i niska ale nie zbyt mała i zbyt niska. Jest ładna ale nie zbyt ładna. Jest funkcjonalna ale nie zbyt funkcjonalna. Słowem budzi pewne kontrowersje. Niektóre słusznie – w porównaniu z Mighty Mouse magiczna mysz oferuje mniej. Jeśli używaliście bocznych przycisków czy kulki (do klikania) przesiadka będzie wiązać się z wyrzeczeniem. Zamiast kroku w przód zrobicie krok wstecz, no, może w bok. Z drugiej strony to wymiana – w zamian zyskacie niezawodność której brakowało Mighty, seksowny scroll oraz gesty wstecz-naprzód. Mnie nic więcej do szczęścia nie potrzeba ale ja jestem dziwny i za główną wadę Magic Mouse uważam brak… kabelka. Ale może się przekonam – kto wie? Może i wy uznacie, że Magic Mouse w cale nie jest gorsza od swojej poprzedniczki? Niezbadane są wyroki boskie.Pisałem już co sądzę na temat utyskiwań dotyczących braku, będącego już synonimem multitacza, uszczypnięcia ale się powtórzę. Mysz to nie touchpad. Używa się jej inaczej a odrywanie od niej dłoni w celu wykonywania modnych ale niezbyt funkcjonalnych gestów to zaprzeczenie ergonomii. Przewijanie z góry na dół to codzienność, przewijanie na boki to konieczność, przechodzenie wstecz-naprzód to wygoda. Wszystkie te funkcje są powszechne, przydatne i potrzebne. Tymczasem powiększanie czy obracanie ekranu lub obiektów to czynności, które wykonujemy raczej rzadko. Owszem część z was robi to pewnie częściej niż myje ręce ale – przykro mi to mówić – jesteście w mniejszości. Co więcej – nie chodzi tu tylko o częstotliwość ale i o narzędzie. Powiększanie czy obracanie obrazków w Preview dobrze wygląda na reklamach ale w praktyce niczemu nie służy. Takie rzeczy robi się w Photoshopie, Lightroomie, Aperture czy innym specjalistycznym oprogramowaniu. Obraz powiększa się lub obraca po coś a nie dla zabawy. Obraca się go i powiększa używając precyzyjnych narzędzi co w praktyce sprowadza się do wpisywania wartości z klawiatury czy minimalnych, ostrożnych i powolnych ruchów myszą. Gdzie tu jest miejsce na gestykulacje rodem z „Raportu mniejszości”? Albo czas na obmacywanie myszki – raz tak a raz tak i znowu tak. Ani to wygodne ani przydatne. Tak myślę i zmienię zdanie dopiero wtedy kiedy zobaczę jakiś sensowny – i praktyczny – powód który usprawiedliwi zamienianie powierzchni myszy w touchpada. Jeden, sensowny powód.
Jeszcze inna rzecz to cena. Mysz kosztuje około 320zł i choć nie jest to kwota z księżyca trudno się upierać, że to mało. Mówiąc szczerze, myślę nawet, że wydawanie na mysz sumy większej niż powiedzmy 150zł to po prostu zwykłe gadżeciarstwo. Omijając jakieś cybersportowe zawody w dziurawienie faceta w kominiarce w zamian za ferrari i tym podobne ekstremalne zastosowania nie widzę żadnego usprawiedliwienia. Oczywiście gadżeciarstwo to nic złego – każdy lubi ładne rzeczy i nowe zabawki – ale nie oszukujmy siebie i innych wychwalając zalety, z których żadna nie jest tak naprawdę istotna. Rolka to był przełom. Zastąpienie kulki soczewką także. Zwiększenie rozdzielczości – zgoda. Ale brak kabelka? Druga rolka? Trzeci, czwarty, piąty przycisk? Bez jaj. Czasem może to przydatne, czasem świetnie pomyślane – jak wstecz w myszach Logitecha pod kciukiem – ale tylko tyle. Zatem czy naprawdę warto za te wszystkie ekstra-wynalazki płacić dwa lub trzy razy więcej niż za zwykłą, porządna i markową mysz? Nie – płacimy za nowe zabawki a nie ich funkcjonalność. Płacimy bo lubimy się nimi bawić i racjonalizujemy te wydatki zasłaniając się możliwościami lub parametrami. Ale to ułuda choć – nie powiem – sympatyczna. A wracając do Magic Mouse – jest sexy. Bez gadania. Jednak czy naprawdę zmieni jakoś zasadniczo waszą codzienność przed komputerem? Zamiast kręcić kółkiem będziecie ruszać palcem, zamiast klikać kciukiem dwoma palcami – doprawdy wielkie rzeczy! Zrozumcie mnie dobrze – nie chce was zniechęcać. Sam przecież kupuję! Chodzi mi tylko aby zmniejszyć kolejkę… Żartowałem, żartowałem! Chodzi o to aby nadać sprawie rzeczywisty wymiar. Magic Mouse to tylko mysz. Może i magiczna ale tylko mysz. Bardzo fajna tylko mysz.