Leopard na wolności

                19 sierpnia 2006 o godzinie 20:21, w kategorii Jabłka.

Dzięki uprzejmości internetowego podziemia miałem okazję zerknąć na deweloperską wersję beta Leoparda. Miałem trochę oporów – przyjąć ofertę czy nie – w końcu wiedziałem, że system pochodzi z nieoficjalnych źródeł, niemniej ostatecznie skorzystałem z możliwości wychodząc z założenia, że skoro Leopard i tak już wyciekł do sieci i zdobyć go może praktycznie każdy to mój wzrok i tekst nikomu nie zaszkodzi. A może nawet pomoże – po co bowiem ktoś miałby ściągać z sieci piracką wersję deweloperskiej bety jeżeli będzie mógł o niej odpowiednio dużo przeczytać? System nie nadaje się do normalnej, codziennej pracy, jest wyraźnie nieskończony, niespecjalnie stabilny i ewidentnie brak mu pełnej funkcjonalności nie ma więc zagrożenia, że zaczną go używać zwykli użytkownicy. A różnego autoramentu szpiedzy przemysłowi czy tak wykpiwany na WWDC „wywiad” z Redmond widział go zapewne sporo wcześniej niż ujrzeli go deweloperzy… Słowem, uznałem że zamiast ignorować rzeczywistość lepiej będzie się z nią zmierzyć, nawet jeżeli żywot tego tekstu będzie krótki

40247 802671 Big


Ciekawym tematem pozostaje jednak wątek kopiowania pomysłów. Spora część prezentacji w San Francisco przebiegała pod hasłem „Redmont has a cat, too. A copycat” a temat trafił nawet na koszulki. Zapowiadany od dawna nowy system Microsoftu – Windows VISTA – ma bowiem niepokojąco wiele wspólnego z Tygrysem. Znajdziemy w nim podobne pomysły i rozwiązania, a intencje giganta z Redmont nie pozostawiają złudzeń – Microsoft najwyraźniej traktuje Apple jako własny, choć irytująco niezależny, ośrodek badawczy. Spór ten ma zresztą długą historię, sięgającą korzeniami lat osemdziesiątych i słynnego skopiowania graficznego interfejsu Macintosha w Windows 1.0. Oczywiście kilka lat wcześniej Apple zrobiło to samo tyle, że za zgodą Xeroxa. Niemniej wyraźnie widać tu „odwieczną” oś niezgody. Co w tym kontekście ciekawe, „nowości” zaprezentowane w Leopardzie wcale nie należą do zbyt oryginalnych. Są nowe w OS X ale przecież większość już kiedyś, gdzieś widzieliśmy. Tyle, że przecież diabeł tkwi w szczegółach…

Koszleo-1

Przejdźmy zatem do rzeczy. System dostałem na zewnętrznym dysku FireWire, podłączyłem go do mojego iMaka i uruchomiłem komputer z wciśniętym klawiszem option (alt). I tu spotkała mnie pierwsza niemiła niespodzianka – obraz wyraźnie migotał. Wyglądało to mniej więcej tak jak stary monitor CRT z odświeżaniem ustawionym w granicach 60Hz. Oczywiście obraz na ekranach LCD powstaje w inny sposób więc przyczyna musiała być inna. Prawdopodobnie deweloperska wersja Leoparda ma jakieś problemy ze sterownikami dla nvidiowskiej karty GeForce FX 5200. Na szczęście nieprzyjemny efekt łatwo zlikwidowałem przestawiając w preferencjach systemu jasność ekranu na maksimum. Czyżby pierwszy znak spisywania na straty starszych komputerów? A może tylko drobna niedoróbka wynikająca z przeznaczenia bety i panujących w USA realiów? Prawdopodobnie przecież większość deweloperów używa do pracy nieco nowszego sprzętu niż moja stara dobra lampka…

Leoskrin9-1

System startuje szybko i na pierwszy rzut oka niczym się nie odróżnia od świeżo zainstalowanego Tigera. Ta sama tapeta na biurku, te same aplikacje w doku. Dopiero w folderze Applications znajdziemy kilka nowych ikonek. Część z nich to oczywiście nowe aplikacje, takie jak Time Machine, o których więcej będzie w dalszej części tekstu, część zaś to „uikonowione”, dobrze znane „stare” funkcje, które będzie można teraz wywołać także kliknięciem np. z doka. I tak na przykład ikonka Expose odpowiada naciśnięciu klawisza F9, a kliknięcie Spotlighta wywołuje skrót +spacja. Obok tego w systemie znajdziemy też wszystkie pokazane na WWDC nowości. Zacznijmy od wzbudzającej spore zainteresowanie applowskiej machiny czasu…

Leoskrin211

Dysk z Leopardem dostałem podzielony na 3 partycje – na pierwszej był zamontowany obraz dysku instalacyjnego, na drugiej świeżo zainstalowany system, a na trzeciej miejsce na kopie bezpieczeństwa dla Time Machine właśnie. Widać więc że na „bakap” wystarczy zwykła partycja a nie cały osobny dysk. Nie wiem oczywiście, czy będzie podobnie z normalnym dyskiem ATA, nie podpiętym przez FireWire, ale sądzę, że jednak tak. Słowem, najprawdopodobniej Leopard nie będzie na nas wymuszał dodatkowych zakupów.

Leoskrin60

Maszyna czasu – jak to było do przewidzenia – ma spory apetyt na gigabajty. Świeżo po instalacji kopia bezpieczeństwa zajęła blisko 5GB. Drugi backup po jakichś 24 godzinach zwiększył objętość o jakieś 500MB. Co więcej kolejny backup pozostawionego samemu sobie systemu zajął mniej niż 60 sekund. Słowem, wygląda na to, że Time Machine to dobrze pomyślane i całkiem funkcjonalne narzędzie. Dobry w zasadzie wynik psuje tylko fakt, że w tak zwanym międzyczasie dysk nie bardzo miał czym się zapełnić – szukałem zmian w aplikacjach i robiłem praktycznie tylko screenshoty.

Leotmbakup

Już wcześniej mówiłem, że Time Machine nie podoba mi się z wyglądu tym razem mogę to potwierdzić ze stuprocentowym przekonaniem – interfejs programu jest po prostu okropny. Wyobraźcie sobie, że gwiazdy w tle są animowane! Wygląda to w efekcie jak z jakiegoś kiepskiego filmu o hakerach… Do tego – być może z racji problemów ze sterownikami – animacja wyświetla się nieprzyjemnie powoli. Co zabawne – z programu, który ma służyć do odzyskiwania utraconych danych – nie można się dostać do zawartości kosza! Normalnie użytkownik otwiera go klikając odpowiednią ikonę w doku – w okienku Findera folder ten jest domyślnie niewidoczny (nazwa z kropką z przodu) – w efekcie nawigując po „gwiezdnym” interfejsie maszyny czasu zwyczajnie nie mamy do niego dostępu. Nie jest to duży problem i każdy średnio doświadczony użytkownik sobie z nim poradzi, niemniej jest to ewidentne niedopatrzenie. A może jednak wskazówka, że Time Machine ma nie tyle służyć do zabezpieczenia zawartości dysku ile faktycznie tylko i wyłącznie do tworzenia kopii bezpieczeństwa? Cóż, żeby odpowiedzieć na to pytanie trzeba będzie poczekać na wersję finalną.

Leoskrin28

Jak może pamiętacie, świeżo po prezentacji Leoparda nie mogłem się nachwalić nowego iChata. Współdzielenie ekranu, dodatkowe efekty graficzne typu bluebox i cała reszta zapowiedzianych nowości wyglądała nie tylko niezwykle apetycznie ale też chyba najbardziej okazale ze wszystkich zaprezentowanych zmian. Nie mogłem się więc doczekać żeby zobaczyć nowego iChata w działaniu… I jak to w życiu bywa, to właśnie z nowym iChatem miałem najwięcej problemów. Przywitał mnie bowiem takim oto ekranem:

Leoskrin2

Nie muszę chyba dodawać, że kamerka – zewnętrzny iSight – oczywiście była podłączona do komputera. Po kilku próbach udało mi się wreszcie uzyskać obraz i, niestety, nic ponadto. Obraz albo znikał po chwili, albo rwał się w niezbyt malowniczych zakłóceniach i zamierał w bezruchu. Także okienko z dodatkowymi efektami wideo – mimo wielu prób – pozostawało puste. Domyślam się tylko, że powinno wyglądać jak połączenie PhotoBootha z „efektowym” okienkiem znanym z iPhoto 06. Niestety nie dane mi było zobaczyć go w działaniu. Nie znalazłem też żadnych opcji pozwalających podkładać własne tło do obrazu z kamery czyli włączyć obiecywanego blueboxa. Może w następnej wersji…

Leoskrin40

Swoją drogą, wygląda na to, że zewnętrzny iSight odchodzi na dobre do lamusa skoro sterowniki wbudowane w Leoparda nie potrafiły go poprawnie obsłużyć. Tym bardziej, że przecież nowe maczki mają już wbudowane kamerki i, jak głoszą popularne plotki, wkrótce także wzbogacą się o nią monitory Apple Cinema Display… Szkoda. Szkoda. Szkoda. Główne okienko aplikacji, a więc lista kontaktów niewiele różni się od tej znanej nam z tygrysowego iChata. Dodano między innymi nowy status – użytkownik może być teraz niewidoczny – i kilka mniej istotnych drobiazgów takich jak np. animowane ikonki użytkowników. Na samym dole okienka, obok ikonek pozwalających na nawiązanie rozmowy, połączenia głosowego i wideokonferencji widać też ikonkę współdzielenia ekranu. Niestety była ona cały czas nieaktywna, co jest dosyć zrozumiałe – wszyscy dostępni akurat rozmówcy używali bowiem iChata we wcześniejszych wersjach. Siłą rzeczy nie mogłem sprawdzić więc jak też ten „Apple Remote Desktop dla ubogich” zadziała w praktyce. Ale co ma wisieć nie utonie.

Leoskrin44-1

Problemy z kamerą iSight sięgają najwyraźniej nieco głębiej w system. Wprawdzie nowy PhotoBooth w większości wyświetlał obraz z iSighta poprawnie to jednak, szczególnie po zabawach z iChatem, zdarzało mu się kilkukrotnie odmówić współpracy, co ładnie ilustruje poniższy skrinszot. Co gorsza program działał wyraźnie wolniej od, nie należącej przecież do demonów szybkości, wersji 1.0. Chce jednak wierzyć, że to wynik niedoskonałego sterownika i testowej wersji systemu a nie zapowiedź przyszłych kłopotów dla posiadaczy maków z PPC i zewnętrznych iSightów. Apple chyba nie zostawi nas wszystkich na lodzie…

Leoskrin42

Kolejną aplikacją, którą uruchomiłem był nowy Preview, a więc systemowy scyzoryk do podglądu grafiki i pedeefów. Dodajmy – brzydki Preview. Widać wyraźnie, że ktoś odpowiedzialny za wygląd leopardowych aplikacji upodobał sobie te koszmarnie brzydkie szarobure ikonki znane już z tygrysowego Maila. Strasznie mi się to nie podoba i nie rozumiem dlaczego cały ten interfejsowy miszmasz zamiast zanikać to jeszcze się nasila. Finder i Safari ciągle pozostają „brushed metal”, część aplikacji systemowych to znany już z szóstej wersji iTunes „solid metal” a pozostała cześć plus programy trzecie to wciąż stara dobra Aqua. Na pocieszenie dodam, że program oprócz szpetnego wyglądu zyskał też trochę fajnych nowych narzędzi.

Leoskrin34

Widać wyraźnie, że malutki i prosty Preview staje się z wersji na wersję coraz bardziej rozbudowaną aplikacją. I dobrze – byleby tylko z tym nie przesadzili! Zupełnie nowy wygląd zyskał sobie też dotychczasowy drawer – teraz nazwany sidebarem – czyli podręczna szuflada z podglądem miniaturek. Nie wysuwa się już z głównego okienka tak jak miało to miejsce wcześniej a pojawia się wewnątrz okna aplikacji. Podobnie rzecz miała się w Mailu przy przejściu z Pantery do Tygrysa. Pamiętacie? Wygląda na to, że szuflada przestała być trendy. A szkoda bo mnie się prywatnie bardzo podobała i sądzę, że była w duchu bardzo „makowa”. Jak pisałem, zyskaliśmy też sporo nowych narzędzi do pracy z plikami pdf jak i zwykłymi obrazkami…

Leoskrin17

… w tym też bardzo brakującą funkcję skalowania grafiki. Nareszcie! Ciekawe czy na przełączanie się pomiędzy kolejnymi plikami w folderze za pomocą ikonek next/previous będziemy czekać do 10.6? Żartuje oczywiście, wygląda bowiem na to, że tego drobiazgu akurat nigdy się nie doczekamy. Najwyraźniej programiści uznali, że do nawigacji pomiędzy plikami służy Finder a drawer czy, jeżeli wolicie sidebar, ma na celu ułatwić nawigację po wielostronicowych dokumentach i nic więcej. Szkoda bo akurat tego właśnie bardzo wielu użytkownikom w Preview brakuje. No cóż, trudno.

Leoskrin16-1

Kolejną dobrze już opisaną nowością jest Mail czyli systemowy klient poczty. Wprowadzono tu chyba najwięcej zmian – dodano integrację z iCalem, notatki, listy zadań (To Do), gustowne kolorowe papeterie i tak dalej. Mail po przeróbkach na szczęście nie odstrasza. Po zapowiedziach obawiałem się trochę, że zacznie on przypominać wielgachnego microsoftowego Outlooka, na szczęście jednak zmiany nie zaciemniły przeznaczenia programu – i choć wprowadzone poprawki wskazują, że trochę go w tym kierunku ściąga – to jednak nadal pozostaje on prostym, przejrzystym programem do wysyłania i odbierania poczty elektronicznej a nie skomplikowanym narzędziem do nie-wiadomo-czego. Nowe opcje nie rzucają się specjalnie w oczy, po przesiadce nie poczujecie się więc zagubieni.

Leoskrin10

Obok wyżej wymienionych Mail 3.0 zyskał też sobie… czytnik kanałów RSS. Może to i dobry pomysł? Sam nie wiem… Z jednej strony klient pocztowy to wbrew pozorom dosyć racjonalne miejsce na gromadzenie nowinek – czytamy nową pocztę a przy okazji widzimy też co nowego piszą na naszych ulubionych stronach…

Leoskrin11-1

Z drugiej strony – idąc dalej tym tropem można dojśc do punktu, w którym znalazły się Emacs czy Vi – trudno powiedzieć czy to dalej edytory tekstu czy może już jakieś pseudosystemy operacyjne, prawda? Klient poczty to w końcu klient poczty i może nie ma sensu go zbytnio rozbudowywać skoro zawsze można dodać do systemu nową aplikację? Sam nie wiem. W działaniu wygląda to mniej więcej tak:

Leoskrin13

W sumie całkiem milutko, nieprawdaż? Mimo więc, że zawsze ceniłem sobie prostotę Maila to pomysł ten oceniam jako udany. Kolejną pokazaną na WWDC nowością wbudowaną w Maila były szablony graficzne wiadomości czy może raczej lepiej byłoby napisać gotowe papeterie, służące do wysyłania ładnych listów w HTML. Nie ukrywam, dobrze to wygląda i miło się tego używa. Wystarczy przeciągnąć w odpowiednie miejsca własne zdjęcia, wpisać kilka słów i już mamy gotową kartkę okolicznościową czy zaproszenie. Znacie to już z Pages czy iWeba. Proste, naturalne i przyjemne. Galerię szablonów możecie zobaczyć tutaj a w okienku Maila wygląda to tak:

Leoskrin32

A tak odebrana już wiadomość w tygrysowym Mailu:

Leoskrin51

Równie dobrze wygląda czytana online na gmailu lub onecie. Słowem nasze obawy, że coś się będzie w tak wysłanych listach rozjeżdżać okazały się całkowicie bezpodstawne. Papeteria to w efekcie, jak można było się spodziewać, kilka obrazków plus kod HTML. Jak widać wysłana w ten sposób kilkuzdaniowa wiadomość – która liczy sobie dokładnie 36 słów i normalnie zajmuje 4KB – zyskuje wagę 313KB! Zgroza! Już wiecie dlaczego netykieta zabrania wysyłania e-maili w HTML? Nigdy tego nie róbcie choćby nie wiem jak fajne były te kolorowe szablony! No, może za wyjątkiem sytuacji w których wysyłacie komuś kartkę z życzeniami. Na szczęście Apple nie narzuca użytkownikowi miłych dla oka papeterii na siłę i pozostawia je nieco w cieniu. Mail domyślnie więc otwiera normalne okienko nowej wiadomości, a włączenie widoku papeterii wymaga ze strony użytkownika świadomego działania.

Leoskrin52

Tyle wrażeń na temat Maila. Idziemy dalej. Leopardowy Finder nie doczekał większych zmian. Przynajmniej ten w wersji deweloperskiej, wróble ćwierkają bowiem, że w wersji finalnej zobaczymy dawno już obiecywane nowe wcielenie tej podstawowej przecież aplikacji. Z widocznych gołym okiem nowości warto zwrócić uwagę na zupełnie nowe okienko View Options. Pozwala ono teraz między innymi na zmianę odstępu pomiędzy ikonami. Nie wiem, czy właśnie ten drobiazg był anonsowany jako rewolucyjne zwiększenie „rozdzielczości” obrazu wynikające z rosnących stale rozmiarów ekranów. Dziś 17 cali to już obrzydliwy standard, a 20 cali to prawie norma.

Leoskrin8-1

Faktem jest, że dzięki dowolnej zmianie rozmiarów siatki z ikonkami możemy uzyskać wrażenie, że rozdzielczość obrazu „powiększa” się lub „zmniejsza” niemniej to tylko złudzenie. Ale może o to chodziło. Kolejny ciekawy drobiazg znalazłem w menu kontekstowym – wybierając Clean Up wszystkie ikonki ustawią się we wzorowym porządku się jak żołnierze podczas zbiórki. Obok tego ikony można posegregować według nazwy, daty, rozmiaru i tym podobnych kryteriów. Bardzo fajną zmianę wprowadzono też przy robieniu systemowych zrzutów ekranu. Po naciśnięciu kombinacji +Shift+4 kursor zyskuje wskaźnik pokazujący rozmiar wycinanego obrazka.

Leoskrin35

W Leopardzie znajdziemy też iSynca w wersji 3.0. Poza nowym leopardowym wyglądem gołym okiem nie dostrzegłem żadnych zmian. Na wszelki wypadek sprawdziłem tylko czy działa synchronizacja z Sony Ericssonem K700i. Działa. I podobnie jak w Tygrysie podręczne menu pozwala tylko na synchronizację z dotmakiem. Jeżeli nie pamiętacie – w Panterze (10.3) była też opcja dla telefonu. I szczerze mówiąc trochę mi tego brakuje.

Leoskrin20-1

Leopardowy Spotlight zyskał sobie nowy wygląd i kilka użytecznych funkcji. Po pierwsze od teraz po wynikach szukania możemy się przemieszczać wstecz i do przodu – tak jak w przeglądarce www. Służą do tego dwie małe strzałki widoczne na poniższym obrazku po lewej stronie. Obok nich mamy dostęp do szybkiej filtracji wyników – jak widać wyszukiwanie można teraz łatwo ograniczyć do obrazków, filmów, kontaktów i, wreszcie, do własnych kryteriów. Poza tym nowy Spotlight działa szybciej – czego raczej nie potwierdzę – i pozwala też na uruchamianie aplikacji za pomocą klawiatury. Po prostu naciskamy klawisze +spacja, wpisujemy kilka pierwszych liter z nazwy programu, wybieramy go z listy i naciskamy enter. Spotlight potrafi teraz także przeszukiwać inne komputery w sieci, o ile tylko posiadamy do tego odpowiednie uprawnienia. Od dawna potrafi to także ARD 3 – żadna to więc nowość, niemniej dobrze, że teraz funkcjonalność ta trafiła bezpośrednio do systemu. Indeksowanie dysku nadal trwa zbyt długo.

Leoskrin21

Nowy – powiedziałbym nawet że nieco adwentowy czy może wielkanocny – wygląd zyskało też menu systemowej pomocy. Jak widać nowego „helpa” można też od razu przeszukiwać. Miłe choć nieco zbyt krzykliwe.

Leoskrin19-1

Z kolei w nowym Safari nie dopatrzyłem się zbyt wielu nowości. Poprawiono przeszukiwanie tekstu na stronie (+F). Teraz gdy wpiszemy w specjalne spotlajtowe pole poszukiwane słowo okno przeglądarki przyciemni się nieco podświetlając przy tym wskazany ciąg znaków. Sprytne i wygodne, choć przecież – znów – wcale nie takie nowe. O ile pamiętam sporo przeglądarek oferuje to od dawna. Niemniej to w końcu nie sport i nie jest wcale ważne kto pierwszy – tylko jak się tego używa. Dobrze więc, że jest.

Leoskrin12

Kolejną nowością w Safari są daszbordowe „wycinki”. Przypomina to nieco koncepcję, którą opisywałem polecając wam programik WebDesktop. Po wybraniu odpowiedniego fragmentu strony i naciśnięciu odpowiedniego przycisku na pasku przeglądarki na Dashboardzie pojawi się jego podgląd w formie aktualizowanego na bieżąco widżeta. Pozwala to na przykład łatwo śledzić zmiany na ulubionych stronach, które nie są wyposażone w kanały RSS. Miłe, wygodne i chyba zupełnie marginalne.

Leoskrin50

Jeżeli zdarzyło się wam zamknąć przez przypadek wielozakładkowe okienko przeglądarki (+Q) zamiast konkretnej zakładki (+W) wiecie jak bardzo brakowało w Safari jakiegoś zabezpieczenia przed tego typu pomyłką. Do tej pory aby wyeliminować takie pomyłki trzeba było używać odpowiedniej wtyczki, np. Safta, w Leopardzie nie będzie to już potrzebne. Każda próba zamknięcia przeglądarki owocuje teraz ostrzegawczym komunikatem. I bardzo dobrze. Choć ja z Safta tak szybko nie zrezygnuję… Warto w tym miejscu także wspomnieć o programiku pozwalającym w łatwy sposób projektować własne widżety – Dashcode. To na rawdę miły i bardzo funkcjonalny dodatek.

Leoskrin114

Kolejną leopardową nowością są wirtualne desktopy. Spaces to szybkie i proste jak drut rozwiązanie problemu. W prawdzie program odstaje nieco od tego co oferuje konkurencja ale jest w użyciu szybki i bardzo wygodny – a przede wszystkim – dostępny od ręki bo przecież wbudowany w system. Podgląd pulpitów jest wyjątkowo czytelny, przeciąganie poszczególnych okienek zupełnie naturalne a całość z odpowiednio skonfigurowaną myszką (wywołanie środkowym przyciskiem) jest bardzo poręczna – słowem nie ma się do czego przyczepić. No chyba, że do „oryginalności” tego rozwiązania. W końcu tyle wcześniej mówiliśmy o kopiowaniu pomysłów…

Leoskirn61

Wirtualnych pulpitów jest na rynku „jak mrówków” – od lat istnieją darmowe i komercyjne rozwiązania dla Windows, Linuksów i – oczywiście – dla OS X. A także innych mniej jeszcze popularnych systemów. I wydawałoby się, że nawet Apple nic nowego nie jest w tej kwesti wstanie wymyślić… A jednak! Tym czymś co zmienia wszystko jest pełnoekranowy podgląd pulpitów! To jest to! Rozwiązania konkurencji pokazują tylko miniaturkę, 4 lub więcej desktopów zamkniętych w małym kwadraciku, na którym siłą rzeczy bardzo niewiele widać. A Spaces pokazuje je na całym ekranie – 1680 na 1050 pikseli! I znów, niby taki drobiazg a decyduje o wygodzie pracy. Oczywiście praca z wirtualnymi pulpitami, zwłaszcza gdy wcześniej tego nie próbowaliście i utworzycie ich sobie zbyt dużo, wymaga nie tylko przyzwyczajenia ale i pewnej koncentracji. Inaczej łatwo można sie pogubić i szybko znienawidzić całe rozwiązanie.

Leoskrin7

Nawigacja pomiędzy pulpitami odbywa się za pomocą klawisza F8 (domyślnie wywołuje podgląd wszystkich biurek) lub strzałek z wciśniętym przyciskiem control. Na ekranie pojawia się wtedy mały bezelek informujący nas o położeniu aktualnie widzianego pulpitu i kierunku zmiany a pulpit seksownie przesuwa się w danym kierunku. Znacznie ułatwia to nawigację i rozeznanie w całej sytuacji. No i dobrze wygląda.

Leoskrin15

Z kolei technologię Core Animations możemy zaobserwować w działaniu wchodząc w ustawienia wygaszaczy ekranów – dotychczasowe systemowe wygaszacze ze „slajdami” zyskały teraz dodatkowe ustawienia. Wszystko oddaje poniższy obrazek. Animacja jest płynna i co tu dużo mówić bardzo miła dla oka.

Leoskrin6

Obok tego w systemie znajdziemy też Boot Campa. Oczywiście Boot Camp to zabawka tylko dla posiadaczy maków z Intelem. Na PPC próba uruchomienia kończy się takim komunikatem nic nowego więc na ten temat nie napiszę.

Leoskrin30

Nowy w systemie jest także DVD Player. Trudno mi jednak powiedzieć co też w nim zmieniono – na pierwszy rzut oka wszystko wygląda po staremu, na drugi rzut oka też, na trzeci nie starczyło mi już czasu. Pożyczony dysk z Leopardem musiałem w końcu oddać a z powodów ideologicznych i sentymentalnych nie chciałem robić kolejnej kopii. Tyle więc moich wrażeń na gorąco.

Leoskrin45

A na sam koniec prawdziwa ciekawostka – podczas parowania telefonu komputer zapytał mnie czy chcę go używać jako zestawu słuchawkowego. Zaskoczony nieco zgodziłem się oczywiście, po chwili mój telefon przestawił się automatycznie na profil HF (Hands Free) i pojawił się jako źródło i wyjście dźwięku w preferencjach systemu. Niestety nie udało mi się odsłuchać (lub nagrać) przez telefon żadnych dzwięków niemniej dało mi to do myślenia…

Leoskrin115

Zajrzałem więc do ustawień iChata. Siłą rzeczy i tam w ustawieniach dźwięku znalazłem telefon. Niestety milczący. Jak myślicie, kolejny błąd wersji beta czy może częściowe wyjaśnienie tajemniczych plotek o iChat Mobile? Bo gdyby tak iChata dało się używać z telefonem komórkowym działającym jak zwykła słuchawka bluetooth… Mmmm. Było by miło. Nieprawdaż?

Leoskrin117

Wnioski na zakończenie? Nic z tego. Po prostu jest jeszcze zbyt wcześnie na jakiekolwiek sensowne podsumowania. Leopard trafił do deweloperów nie po to aby zachwycać a po to aby mogli dostosować swoje oprogramowanie do nowych systemowych mechanizmów i technologii. Jest więc może prawdziwą gratką dla wtajemniczonych i makowych programistów ale na pewno nie dla końcowego użytkownika. Nie ma więc sensu na podstawie tej wersji i moich obserwacji zbyt poważnie spekulować o przyszłości. Tym bardziej, że Jobs wyraźnie i wprost zapowiedział, że część nowości pozostanie jeszcze jakiś czas okryta tajemnicą aby utrudnić konkurencji kopiowanie rozwiązań i pomysłów. Jak wiecie Leopard ma trafić do sklepów na wiosnę przyszłego roku, to sporo czasu czeka więc go zapewne jeszcze dużo najróżniejszych zmian, a nas, mam nadzieję, jeszcze kilka miłych niespodzianek. Przypominam, też że nowe doniesienia na bieżąco możecie śledzić na stronie leopardtracker.com.

Leoskrin33-1

Zaryzykuje tylko jedną ogólną wróżbę. Pomimo, że Leopard działa i będzie działać na procesorach PPC, to gdy ukaże się na rynku będzie to już w gruncie rzeczy system dla Intela. Nie ma się co łudzić, nowe możliwości i technologie wymagają nowego hardware i wydajności podwójnego rdzenia Core Duo – nie liczyłbym więc na to, że programiści Apple będą rozwijać i co ważniejsze optymalizować Leoparda i nowy soft (iLife 07 czy 08) dwutorowo. Nawet jeżeli Apple będzie oficjalnie wspierać architekturę PPC przez najbliższe lata to w praktyce i tak kod ten będzie traktowany po macoszemu. Słowem, nasze maczki będą pracować pewnie coraz wolniej. Chcecie nowych bajerów kupcie nowy komputer – oto plan marketingowy na najbliższe kilkanaście miesiące. Obym się mylił, ale myślę, że błyskawiczna, dwustudniowa przesiadka na Intele, zaskakująco dobre wyniki sprzedaży intelomaków i związany z tym hurraoptymizm nie pozwalają spodziewać się czegoś innego. Moim zdaniem Leopard to kot, który połknie PPC. Na dobre.


Jeden komentarz