Jeszcze o jailbreaku

                29 czerwca 2009 o godzinie 16:41, w kategorii Jabłuszka.

Dziś wypadają drugie urodziny iPhona i z tej okazji będzie o wadach jailbreaka. Zacznijmy od tych oczywistych. Po pierwsze – jailbreak oznacza kłopoty przy każdorazowej aktualizacji oprogramowania iPhona. Mam tu na myśli nie tylko czekanie na nową wersję narzędzi do jailbreakowania ale przede wszystkim potrzebę ręcznego odtwarzania jailbrekowanego softu i często przy tej okazji występujące niekompatybilności z nowym, zaktualizowanym systemem. Pamiętam to jeszcze z czasów softu 1.x/2.x – konfiguracja telefonu do stanu sprzed aktualizacji wymagała nie tylko sporo czasu, ale też powtórnej instalacji wszystkich potrzebnych pakietów, używanych aplikacji i tak dalej i tym podobne. Część z nich oczywiście nie działała oznaczało to więc czekanie na wszystkie niezbędne poprawki. Jednym słowem, koszmar. Druga rzecz – nawet jeśli wszystkie te hacki i programy z Cydii zostaną już zaktualizowane do nowej wersji systemu nie ma przecież żadnej gwarancji, że aplikacje te będą kompatybilne ze sobą wzajemnie. Zwłaszcza chodzi mi tu o programy mocno ingerujące w system iPhona, jak choćby te, które wyświetlają informacje na lockscreenie czy różne typowe hacki jak choćby ten aktywujący ememesy – podmienia on dwa ważne systemowe pliki – być może tylko odrobinę zmodyfikowane, a być może są to pliki pochodzące z 3G – co pociąga za sobą dosyć wysokie ryzyko pojawienia się w przyszłości jakiegoś potencjalnego konfliktu. Biorąc pod uwagę ilość dostępnych rozwiązań, raczej łatwo wyobrazić sobie, sytuację w której jeden hack psuje drugi, prawda? A już zwłaszcza jeśli ich autorzy nie używają swoich rozwiązań lub też celowo się ignorują. Oznacza to niestety – znów! – konieczność śledzenia sytuacji na bieżąco, dobierania odpowiednich wersji, czekania na aktualizacje i tym podobne.

Zdjjb53635CieSkypemsy-Ubstr6D6Dh

Trzy – nie ma też żadnej gwarancji, że aplikacje pochodzące z App Store będą poprawnie działać na jailbrekowanym telefonie. Znane mi są takie przypadki, a jednym z nich był/jest choćby Skype. Pewnie pamiętacie, bo to popularny program a ja pisałem o tym nie tak dawno temu. I kolejna rzecz – nie wiadomo co robią bardzo popularne wśród początkujących użytkowników i bardzo liczne fixy. Fixy czyli gotowe, zautomatyzowane w działaniu łatki. Używanie ich to proszenie się o kłopoty, zwłaszcza, że część z nich operuje na tych samych plikach konfiguracyjnych i tym samym działa zupełnie na ślepo. Teoretycznie można sobie wyobrazić, że poprawiamy jakąś niedogodność, a potem zajmujemy się drugą i… jednocześnie wraca pierwsza. Owszem, używanie ich jest dużo bardziej wygodne niż ręczna edycja ustawień w .plistach ale też, bez wątpienia, jeden fix może skutecznie zablokować działanie drugiego lub też wywołać jakieś trudne do wytłumaczenia i utrudniające codzienne używanie telefonu, perturbacje. Warto o tym pamiętać. W najlepszym razie wymagana jest „tylko” właściwa kolejność instalacji- najpierw to a potem to, co jednak znów wymaga od użytkownika sporo uwagi – w najgorszym będzie wymagana rezygnacja z jednego z nich. Paranoja. Po piąte – jailbreak oznacza kłopoty z funkcjonowaniem niektórych części applowskiego ekosystemu. Pewnie pamiętacie, że „deweloperska” wersja 3.0 miała problemy z poprawnym funkcjonowaniem youtube i określaniem położenia? A to nie koniec. Na dzień dzisiejszy wiadomo już, że w telefonach aktywowanych za pomocą PwnageTool i redsn0w nie działają applowskie powiadomienia (push notifications) mające zastąpić multitasking. Być może da się to obejść ale – znów – oznacza to konieczność śledzenia informacji, czekania na kolejne aktualizację i rozpoczynanie konfiguracji telefonu od nowa jeśli tylko się pojawią…

Imtz30G 0123-1P 480 320 89991-473512E876F8

Do czego zmierzam? Jeśli używacie jednego czy dwóch programów z Cydii lub potrzebujecie tylko aktywacji nie ma to wszystko być może wielkiego znaczenia – jeśli jednak macie ich naście i żyć bez nich nie możecie problem szybko przybiera na wadze. Jedynym sensownym rozwiązaniem jest całkowita rezygnacja z aktualizacji – cieszę się tym co mam i działa – choć to droga prawie równie kłopotliwa co gorączkowa pogoń za nowościami… W końcu, wyrzeczenie się nowych zabawek boli równie mocno co rezygnacja ze starych. Co więcej, prędzej czy później coś i tak wymusi na was aktualizację: awaria, jakaś nowa niezbędna funkcjonalność, poprawki stabilności czy bezpieczeństwa albo – po prostu – zwykła nuda. Bo przecież trochę się nam nie chce ale też lubimy czasem trochę pobawić się w poprawianie dobrego, prawda? Tymczasem jailbreak, czy tego chcemy czy nie, oznacza konieczność regularnej dłubaniny i nic tego nie zmieni. Regularnej – oto słowo klucz, żeby nie było niedomówień. Nie czasem ale zawsze kiedy wymaga tego sytuacja. Nie za bardzo to pasuje do telefonu, którego główną zaletą jest przezroczysta, łatwa i wygodna obsługa, prawda? iPhone bez jailbreaka taki właśnie jest – aktualizacja systemu jest prosta, przywracanie ustawień i konfiguracji banalne a ryzyko pojawienia się jakichś problemów minimalne. A w razie czego – jedno kliknięcie i robimy restore. Telefon bez jailbreaka działa właściwie niezawodnie i zapewnia użytkownikowi święty spokój. Oczywiście jeśli tylko pogodzimy się z jego różnymi, czasem sztucznymi czy irytującymi, ograniczeniami. iPhone z jailbreakiem to niestety odwrotność – oferuje bardzo wiele lecz jednocześnie równie wiele wymaga. Pytanie brzmi więc – czy warto? Wiem, że półgębkiem już parę razy o tym wspominałem, ale nie ukrywam, mam mimo wszystko nadzieje na ciekawą dyskusję…


komentarzy 16