iWeb

                16 stycznia 2006 o godzinie 16:31, w kategorii Jabłka.

Pakiet iLife’06 zyskał nową aplikację. iWeb. Pisałem o niej wcześniej na podstawie informacji dostępnych w sieci, dziś kilka słów po pierwszym kontakcie z programem. Czym jest iWeb? Wyobraźcie sobie Pages, tyle tylko że do tworzenia stron www. To właśnie iWeb. Edytor HTML pracujący w trybie WYSIWYG. A właściwie – edytor szablonów HTML – jeżeli chcemy być precyzyjni. Program jest bardzo przyjemny w pierwszym kontakcie, prościutki w obsłudze i generuje naprawdę dobrze wyglądające strony. Ma jednak kilka wad.

Picture 2-21


Pierwszą jest ograniczona ilość szablonów – mamy do wyboru 12 tematów, każdy z nich podzielony jest dodatkowo na podstrony typu strona powitalna, o mnie, blog, galeria, podcast itp. Wydaje się, że to całkiem sporo. Tak jednak nie jest. Po pierwsze, szablony są do siebie podobne przez co wydają się monotonne. Po drugie w edytorze, który służy przecież nie tyle do tworzenia stron od początku (jak np. Dreamweaver) a tylko do wypełniania własną treścią gotowych wzorców te 12 różnych wariantów wyznacza granicę możliwości programu. A to stanowczo zbyt mało – przynajmniej jeżeli macie ambicje żeby wasza strona była choć trochę oryginalna. Oczywiście szablony można do pewnego stopnia spersonalizować, niemniej możliwości te są jednak dosyć ograniczone. Przykładowy szablon możecie zobaczyć w działaniu tutaj.

Picture 4-6

Wiem, że trochę się czepiam. W kocu iWeb ma być prostym sposobem na własną stronę (w jakimś sensie jest to rozwinięcie interfejsu dotmaka), a nie punktem wyjścia do tworzenia skomplikowanych, rozbudowanych serwisów. Słowem, to narzędzie dla laika, który o HTML wie tyle, że jest to prawdopodobnie jakaś agencja podobna do FBI, a nie dla zaawansowanego, mającego sprecyzowane wymagania użytkownika. Trzeba to sobie jednak jasno powiedzieć – jeżeli liczyliście na więcej, iWeb was nie zadowoli. Drugą, i wbrew pozorom, bardziej poważną wadą jest kod generowany przez iWeba – to zresztą problem wszystkich edytorów WYSIWYG. Jest chaotyczny, pełen niepotrzebnych tagów i dziwnych rozwiązań. Kod to oczywiście „niewidzialny” element strony jednak jego niedostatki uwidaczniają się doskonale w momencie publikacji strony w sieci. O ile np. w Safari strona będzie się wyświetlać właściwie, o tyle w innych przeglądarkach może być już różnie. W prawdzie Jobs podczas prezentacji programu podczas Macworld Expo żarliwie zapewniał, że strony generowane przez iWeb będą działały na wszystkich przeglądarkach, niemniej dotarły już do mnie doniesienia, że nie zawsze tak jest.

Picture 1-35

Co gorsza iWeb z równą swobodą jak tagi HTML-a traktuje też grafikę. W program nie wbudowano chyba żadnego, nawet najprostszego mechanizmu optymalizacji – dość powiedzieć, że „tytułowy” banner (czyli w gruncie rzeczy tło, poziomy obrazek na którym widnieje np. tytuł strony), zaimportowany wprost z iPhoto, ma objętość… 140KB! Przecież, nie tracąc nic z wyglądu ta sama grafika mogła by mieć 30KB. Wiem, że czasy modemów 33,6 Kb/s minęły bezpowrotnie, niemniej taka rozrzutność nie znajduje w moich oczach żadnego usprawiedliwienia. Nie dość, że bezsensownie zajmujemy sobie miejsce na dysku (dotmak ma przecież jakieś limity), to jeszcze tak rozpasana strona ładuje się znacznie wolniej. Nawet jeżeli my mamy szybkie łącze, nie oznacza to jeszcze że wszyscy na świecie też mają. A przecież nie publikujemy strony dla siebie tylko dla innych. Słowem, ktoś z twórców programu chyba o tym najzwyczajniej zapomniał…

Picture 5-5

Nie bardzo podoba mi się też integracja iWeb z dotmakiem – choć jest to ze strony Apple zabieg zrozumiały, sprzedają go przecież za 100$ rocznie – razi mnie to że nie można wykorzystać wszystkich możliwości programu. I tak, publikując stronę na koncie .mac zyskacie dodatkowo możliwość zabezpieczenia strony hasłem, licznik odwiedzin i elegancki slideshow w technologii Ajax. Szkoda, że tylko dla „wybranych”. Poza tym reszta to sam miód. Program oferuje wszystkie dobrodziejstwa nowego iWork i iLife. Możemy prawie dowolnie edytować dodawaną grafikę bez potrzeby powracania do iPhoto, tworzyć wektorowe kontury (strzałki, gwiazdki, ramki itp.), dodawać do nich cienie, odbicia i tak dalej, i tak dalej. Obsługa jest banalna. Po 15 minutach program nie ma tajemnic, a wizualne efekty tego klikania myszką są imponujące. Nie żartuję – możecie zrobić sobie domową stronę zawierającą galerie, wasze podkasty i filmy dosłownie w 15 minut. Oczywiście iWeb nie jest jedyny. Podobne rozwiązania oferują też RapidWeaver i Sandvox. Jednak na dzień dzisiejszy, jeżeli chodzi o możliwości i wygodę, iWeb jest bezdyskusyjnie dwa kroki do przodu. Ale też konkurencja na pewno nie zaśnie.


Jeden komentarz