Flash off
4 lutego 2010 o godzinie 17:44, w kategorii Jabłuszka.
Flash okazuje się być najgorszą technologią jakiej przyszło nam używać. Flash powoduje terkot wiatraczków chłodzących (ale przeważnie Maców), wydatnie zmniejsza szybkość pracy przeglądarek i całego systemu operacyjnego a uruchomienie kilku animacji na raz uniemożliwia w zasadzie pracę. Bardzo zatem jest dziwne dlaczego ta tak zła i mało przyjazna użytkownikom technologia znalazła uznanie 99% użytkowników na świecie? – pyta Artur Kurasiński w sążnistym protest-monologu. Znalazła uznanie? Rozumiem że to taki „niewinny” synonim zwrotu „zainstalowano plugina”? Bo przecież „znalazła uznanie” nie tłumaczy zbytnio popularności wtyczek typu Flashblock czy CickToFlash oraz wszystkich tych rozlicznych i jednoznacznie negatywnych opinii – prawda? Ta restauracja cieszy się takim uznaniem że omijam ją kiedy tylko mogę – takie zdanie nie ma za grosz sensu. Znaczy ono w istocie – muszę tam jadać bo wszystko w około jest już zamknięte ale szczerze tego nienawidzę. I dokładnie tak samo jest z Flashem. Co takiego stało się, że z dnia na dzień Flash jest skazany na wyginięcie? Pyta AK74 i odpowiada radośnie – Flash przestał być nagle fajny i sexy kiedy Apple i Steve Jobs pokazali, że technologia Adobe nie znajdzie się jako rozwiązanie instalowane na czytniku iPad. To jednak nie jest prawda. Flash nie przestał być fajny i sexy ani „nagle” ani „z dnia na dzień” – Flash przestał być fajny i sexy dawno, dawno temu. Nie wiem dokładnie kiedy ale podejrzewam że w okolicach tej Gwiazdki kiedy stał się kolejnym, przejedzonym bloatware… Cała zasługa Apple i Jobsa polega na tym, ze głośno powiedzieli coś czego mówić ponoć nie wypada – bo zawsze można usłyszeć w odpowiedzi, że w Cupertino murzynów biją. Niemniej fakty są takie, że niecałe pięć lat temu mając na biurku iMaka G4 – komputer który miał już wtedy przynajmniej dwa lata – mogłem oglądać filmy na youtube i wyświetlały się one płynnie i szybko. Dziś zaś te same filmy, na tym samym komputerze – ciągle go mam – wyświetlają się jak pokaz slajdów. Problem jednak znika gdy ściągniemy je jako H.264… I nie mówię tu wcale o hajdefiniszyn – mówię o małych, zamazanych i kiepskich jakościowo filmikach w stylu:Cóż, lubie tą piosenkę. Wszak żeby obejrzeć coś takiego nie potrzebujecie wcale dwurdzeniowego procesora. Rip z VHS w okienku o szerokości 400 pikseli? Wystarczy iBook G3 z 256MB pamięci. Albo netbook za 600zł. Albo smartfon. A przynajmniej tak być powinno – nie sądzicie? To nie wina Adobe, przekonuje Kurasiński, że ludzie źle wykorzystują flasha, że nadużywają go projektanci, że chciwi właściciele serwisów umieszczają trzy boksy reklamowe zamiast jednego i tak dalej i tym podobne. Doprawdy? Ktoś w ogóle jest odpowiedzialny za rozwój i przyszłość tej technologii czy może jest ona jak pogoda – dziś mokro, jutro ciepło a pojutrze śnieg? Źle się ubrałeś? Twój problem! A jednak – wydawało mi się zawsze, że od technologii służącej do budowania stron internetowych, interaktywnych animacji, wypasionych menu, wyświetlania przesuwających się po ekranie napisów; służącej dodatkowo do ogrywania muzyki i uspokajających dźwięków oraz do wyświetlania reklam, filmów, reklam, kreskówek, reklam i Bóg jeden wie do czego jeszcze – ach! byłbym zapomniał o reklamach! – należy wymagać przede wszystkim tego aby była lekka i wydajna. Przesyt jest bowiem jej naturą! Musi być jej dużo z definicji. I tak właśnie jest. Tak to właśnie działa! Cały ten migający, wszechobecny i ruchomy crap jest po prostu na swoim miejscu. Co ty tutaj robisz? – pyta zdziwiony Kurasiński. Ja? Ja tu mieszkam – mówi żaba.
Pomyślcie jednak ile czasu, pieniędzy i wysiłku zaoszczędziliby owi dzielni i świadomi marketerzy gdyby nie musieli tak bohatersko walczyć o optymalizację! Ile pieniędzy zarobiliby ich klienci gdybyście wy nie musieli blokować flasha żeby móc używać komputera zarówno do pracy jak i rozrywki jednocześnie! Multitasking jest – pamięci brak. Oto komputeryzacja na miarę XXI wieku! Pomyślcie ile zaoszczędzilibyście nie kupując rodzicom co roku „komputera tylko do internetu”, który nie zacina się, nie przerywa i nie zatrzymuje. Kłopot w tym, że ten „internet” zadziała nawet na Motoroli MC68000 (albo i ośmiobitowym C-64!) podczas gdy flash… Core2Duo to zbyt mało! Internet – a także komputery i ich użytkownicy – od dawna potrzebują jakiegoś nowego wynalazku, który pozwoli skończyć bezsensowną walkę o zasoby pomiędzy przeglądarką a resztą aplikacji i systemem. Już widać – i to gołym okiem – że nikt nie będzie za nim płakał. Zrozumcie mnie dobrze – tu nie chodzi o Flasha jako takiego. To potężne i imponujące narzędzie. Tu nie chodzi o gry, aplikacje sieciowe ani nawet o rozbudowane, wykonane przez profesjonalistów i za duże pieniądze flashowe serwisy. Tu chodzi o flasha w internecie. Flasha dla reszty z nas. Używanego przez dzieci, emerytów i megakorporacje. Używanego do wszystkiego bo tak jest prościej. Wygląda to dziś prawie jak zapisywanie tekstu w gifach. Och! To się sprawdza – można go w końcu przeczytać a nawet wydrukować – ale nie mówcie mi, że to jest dobry pomysł! I że problem z przeszukiwaniem takiego tekstu bierze się stąd, że ludzkość zbyt dużo pisze… To niedorzeczne! Flash się po prostu do roli która pełni nie nadaje. To żadna dziwaczna teoria – to praktyka. Codzienne doświadczenie wielu milionów ludzi. Kurasiński sprowadza jednak wszystko do tzw. „złego flasha” i obciąża winą za tą sytuację głównie jego użytkowników – tymczasem pomiędzy niewłaściwym zastosowaniem narzędzia a tym jak ono działa istnieje zasadnicza różnica. Kałacha też można użyć w dobrej lub złej sprawie, można z niego strzelać celnie lub niecelnie – prawda? Rzecz w tym aby się nie zacinał. I dlatego się właśnie nie zacina…