Ekshumacja

                27 czerwca 2010 o godzinie 9:16, w kategorii Jabłka.

Tak sobie śledzę wszystkie ostatnie wydarzenia, obserwuję kolejki za iPhonem czwartej generacji, kolekcjonuję głosy oburzenia, czytam pierwsze recenzje i myślę sobie, że tak niewiele dziś trzeba żeby wywołać zainteresowanie. A przecież z drugiej strony – tak o nie trudno! Zainteresowanie to taka intelektualna waluta która przeżywa właśnie deflację. Nie mamy czasu, jesteśmy zagonieni, zmęczeni, zapracowani, o naszą uwagę konkurują setki propozycji: informacje, rozrywka, kultura, ładnie opakowane w seksowny płaski ekran bzdury… Może właśnie dlatego tak łatwo rozmieniać je nam na drobne, prześlizgiwać się po powierzchni znaczeń, bezkrytycznie akceptować obowiązującą interpretację wydarzeń i unikać jakiejkolwiek, najmniejszej nawet refleksji? Wystarczy jeden film albo wpis na jakimś blogu żeby świat zaczął zażarcie debatować o nieistniejących problemach – pamiętacie tak samo było swego czasu z Time Capsule? Tymczasem prawdziwe życie toczy się gdzieś obok, wedle własnych reguł, których usilnie próbujemy nie dostrzegać…

Apple pokazało nowego iPhona bo musiało go pokazać. Nowy iPhone musiał być inny niż poprzednicy bo przecież musimy mieć nowe, lepsze to samo. Apple zapowiada przełomowe zmiany bo przecież ukaralibyśmy je okrutnie gdyby zamiast wielkich słów użyło słów adekwatnych do skali nowości. Tacy właśnie jesteśmy – nonsensownie nienasyceni i łapczywi – a Apple (czy jakakolwiek inna firma) nie może tego zignorować. Słowo prawdy skonfrontowane z naszym pragnieniem wywołuje tylko agresję i oburzenie. Chcemy śnić w spokoju a intelektualne spełnienie oferuje nam facet z blenderem… Ot, codzienny smutno-śmieszny obrazek, tyle że w jabłkowym grajdołku. Znacie to, prawda? Widzieliście to już dziesiątki razy w telewizji, czytaliście w gazetach, wysłuchiwaliście na zebraniach i szkoleniach. Słodkie słowa maskujące gorzką pustkę – tak niewiele się zmienia i tak niewiele mamy do powiedzenia… Podczas premiery nowego maka Mini tylko na kilku blogach przeczytałem, oczywisty wręcz, wniosek że jest to zarazem gwóźdź do trumny telejabłka. Wydawałoby się, że jest to ważniejsze niż nowa obudowa, ten sam co zwykle procesor czy ilość pamięci, prawda? Ale gdzie tam! Nikt też nie zwrócił uwagi na interesującą niekonsekwencję Apple w podejściu do konstrukcji sprzętu. Poprzedni mini był właściwie nierozbieralny (teoretycznie bowiem jak wiemy wystarczyła szpachelka) podczas gdy nowy zapewnia użytkownikowi wygodny dostęp do wnętrza obudowy. Z laptopami jest natomiast odwrotnie – poprzednie MacBooki (zwłaszcza białe!) były pod tym względem prawie idealne podczas gdy nowe…

Overview Hero5 20Eeeee100615

I tak dalej – można by pewnie długo. iPhone czwartej generacji wprowadził kilka drobnych zmian właściwie nieistotnych z punktu widzenia użyteczności – jest szybszy, nowocześniejszy, mocniejszy ale to tylko poprawki drobnych niedoskonałości. Wodotryski w postaci żyroskopu czy większej ilości megapikseli także nie. Ani nawet wyczekiwany przez masy multitasking – który przecież był tylko zwykłym buzzzwordem. To zmiany który nie uczynią z nowego iPhona urządzenia diametralnie innego, lepszego niż starsze modele. Nie uczynią korzystania z niego nowym czy bardziej satysfakcjonującym doznaniem. Tak jak duży ekran nie uczynił iPada czymś niezbędnym. To tylko sztuczki mające zachęcić nas do wydania paru złotych na nową, zwykle fajną – temu nie przeczę – zabawkę. Czasem prezent od losu na który czekaliśmy – ale nic więcej. A za rok i tak pojawi się nowszy i lepszy, prawda? Paradoksalnie największy potencjał dostrzegam w wbudowanych w nowego iPhona kamerach – choć zawsze to wykpiwałem. I nie chodzi mi tu wcale o wideorozmowy pomiędzy komórkami (UMTS) lub iPhonami ale o możliwość uczynienia ich w przyszłości kompatybilnymi z popularnymi komunikatorami. Wyobraźcie sobie iChata 6.0 który potrafi nawiązać wideopołączenie z iPhonem czwartej generacji… Albo Skype! Albo jakikolwiek inny program. Zamiast nowinki, zabawki dla posiadaczy ostatniego krzyku techniki jakim jest teraz Face Time robi się z tego naprawdę funkcjonalna rzecz dla ludzi pozostających w rozjazdach. Łącząca ze sobą prawdziwe miliony realnych użytkowników a nie tylko gadżeciarzy. To byłoby coś, nie sądzicie?

Facetime-Hero-Right-26665Y0100624

Wszystkie te rzeczy mogą sugerować zmiany jakie zobaczymy w kolejnej odsłonie OS X. Nowy Front Row, nowy iChat, jeszcze większa integracja z mobilnymi urządzeniami – bo przecież jeśli iPad i iPhone mają funkcjonować obok siebie a nie jeden zamiast drugiego, kabel USB przestaje być sensownym rozwiązaniem, zwłaszcza w tak lansowanym przez Apple bezprzewodowym środowisku… To przecież interesujące, nawet jeśli tylko „wygdybane”, prawda? Łatwiej jest jednak o tym milczeć i skupić się na „nowościach”, infantylnych wyliczankach lub dokładaniu do pieca. Owszem, Apple się zmienia, pisałem o tym już kilkukrotnie. Zmienia się pod wpływem reguł jakie obowiązują na rynku, być może nawet ze szkodą dla technologii ale za to z pożytkiem dla ludzi. Przynajmniej na razie. Czasy w których maki były komputerami dla wtajemniczonych dawno już minęły – dziś to po prostu komputery lepsze i niewiele droższe od pecetów i stać na nie chyba każdego (używane też są dobre!) – to dobrze, ale prysł też urokliwy czar „epoki katakumbowej”. Zanika też staranność z jaką producent traktował nas, swoich klientów oferując przemyślane, kompatybilne w dół aktualizacje, niezawodność, dbałość o szczegóły i rozsądny stopniowy rozwój oprogramowania. Zastępuje go pośpiech, coraz lepiej zauważalny kompromis – ale taka jest, była i zawsze będzie cena naprawdę masowej produkcji. Zrozumcie mnie dobrze, bo ja wcale nie mam zamiaru narzekać – to koszt który warto zapłacić. Apple, mimo wpadek, trzyma poziom i ciągle robi i oferuje więcej niż ktokolwiek inny na rynku. Kłopot tylko w tym, że my wolimy raczej słodko śnić… Czas chyba otworzyć oczy.


komentarzy 27