Dziennikarski wirus
3 grudnia 2008 o godzinie 1:27, w kategorii Jabłka.
Dziś świat obiegła kolejna sensacyjna wiadomość – dowiedzieliśmy się, że Apple po cichu zaleca stosowanie programów antywirusowych! Informacja ta ma wprawdzie rok z okładem i pochodzi z materiałów pomocy technicznej, które liczą kilka lub może nawet kilkanaście tysięcy podobnych rewelacji, ale komu to przeszkadza kiedy można na jej podstawie wygenerować kolejny złowrogi news? Apple nie tylko jest drugim – i oczywiście gorszym – Microsoftem, nie tylko monopolizuje rynek odbierając konsumentom wolność wyboru, nie tylko produkuje zacofane technologicznie urządzenia i wywołuje raka ale też nareszcie przestało być odporne na internetowe zagrożenia! Taka gratka nie zdarza się często więc komentatorom trudno było ukryć entuzjazm. Niestety – do tej pory nie wykryto jeszcze żadnego prawdziwego wirusa działającego pod OS X. Można wprawdzie znaleźć kilka – na szczęście niegroźnych – programów typu malware lub scareware ale ze świecą ich szukać na wolności. Skąd więc ta euforyczna histeria?Co więcej, przecież applowskie zalecenia to po prostu wynik rozsądnej oceny sytuacji. Odkąd pamiętam zawsze zarzucano użytkownikom OS X, że są zbyt niefrasobliwi i bagatelizują zagrożenia – bo przecież nie sposób wykluczyć, że kiedyś – mimo oczywistych trudności – uda się komuś napisać wreszcie jakiś szczególnie sprytny i złośliwy kawałek kodu, czyż nie? Nie wolno też zapominać o tym, że w dzisiejszych czasach właściwie bez ustanku wymieniamy między sobą różne dane – nie trudno więc w ten podesłać współpracownikowi czy znajomemu chwilowo niegroźny lecz zainfekowany plik. Zatem zneutralizowanie wirusa zanim trafi on na podatny grunt to działanie nie tylko pożyteczne ale i ze wszech miar wskazane. Pamiętajmy także, że coraz więcej ludzi używa maków ze zwirtualizowanym lub zbootkampowanym Windowsem co z kolei otwiera zupełnie nowe możliwości infekcji – mam tu na myśli powstanie szkodników wieloplatformowych, atakujących Windows i wykorzystujących naiwność użytkownika czy luki w oprogramowaniu do wirtualizacji lub też choćby próbujących uszkodzić EFI…
Poza tym wielu zwykłych ludzi po prostu nie dostrzega różnicy pomiędzy komputerem a systemem, a prosty wydawałoby się komunikat, iż na maka nie ma wirusów dla laika może oznaczać równie dobrze, iż Windows uruchomiony na maku jest także bezpieczny. Zresztą, tego typu przestróg można by wyliczyć nieskończenie wiele – w teorii prawie wszystko jest możliwe. Wróćmy zatem na ziemię. Zagrożenie niewątpliwie istnieje a jego świadomość to pierwszy i niezbędny warunek komputerowej higieny. Apple jak każdy producent komputerów oferujący użytkownikom pomoc techniczną ma obowiązek ten temat uwzględnić i to właśnie robi. Od lat. Nie ma w tym nic zaskakującego, złowieszczego ani sensacyjnego. Po prostu warto być ostrożnym. Wszystkie te konspiracyjne „po cichu” i przełomowe „po raz pierwszy” to zwykła dziennikarsko-blogerska kaczka. Znacie to zresztą doskonale z onetu lub tabloidów – wrzaskliwy tytuł, w środku nonsensowne acz złowieszcze gdybanie i czasem przysypane słowami ziarnko prawdy. I to jest prawdziwy wirus – bzdura która rozmnaża się z dzikim impetem. Zatem moi drodzy bez paniki. Strach ma dużą czcionkę.