Cycki
24 lutego 2010 o godzinie 12:41, w kategorii Jabłuszka.
Są takie chwile, że po prostu nie chce mi się pisać – czytam np. o goliźnie w App Store i ręce mi odpadają. Oto afera tygodnia: Apple usuwa aplikacje wyświetlające zdjęcia kobiet w bikini! Jedni piszą o wolności słowa, inni o wadach zamkniętego oprogramowania, jeszcze inni o cenzurze, kolejni o hipokryzji i tak dalej i tym podobne. Jedni sprawę wyśmiewają, inni z powagą dowodzą swoich racji, inni tylko relacjonują fakty wyliczając co i kiedy usunięto lub przywrócono. Do tego dochodzą jeszcze komentarze, dyskusje, opinie, polemiki i zwykłe kłótnie. Płyną potoki słów, argumentów i – rzecz jasna – inwektyw. Wielkie sprawy budzą bowiem wielkie emocje – tu chodzi przecież o swobody obywatelskie, o wychowanie dzieci, o religie, światopoglądy i różne systemy wartości. I oto jest dylemat zasadniczy – co jest dopuszczalne a co bardziej szkodzi – cycki czy karabin? Spośród tych wszystkich mniej lub bardziej zacietrzewionych głosów chyba tylko Paweł Opydo zauwazłył istotę problemu ale – niestety – jego tekst przemknął zupełnie bez echa. Tu nie chodzi bowiem wcale o cycki, o cenzurę, o różnice pomiędzy erotyką i pornografią czy seksem i przemocą – tu chodzi o zwykły shitware.Oprogramowanie, które służy tylko do tego aby wyciągnąć od ludzi parę centów – bezpośrednio lub pośrednio, wyświetlając dwie reklamy. I tyle. Nie ma tu żadnego drugiego dna – jest za to natłok gości którzy próbują zarobić łatwe pieniądze wrzucając do App Store sto albo i tysiąc byle jakich fotek. Tygodniowo. Nic dziwnego, że Apple je usuwa, dużo bardziej dziwne jest to, że w ogóle je do dystrybucji dopuszcza ale mniejsza już o to – wiadomo od samego początku, że kolaudacja tworzy z grubsza tyle samo problemów ile rozwiązuje. Nic nowego. Najbardziej absurdalne jest to, że w ogóle ktokolwiek chce je ściągać! Ja wiem, że faceci dzielą się na tych którzy oglądają pornografię i na tych, którzy się do tego nie przyznają, wiem że większość z nas zawsze chętnie rzuci okiem na damskie krągłości niezależnie od tego jak bardzo są zakryte – i nie to mnie dziwi. Dziwi mnie, że ktoś potrzebuje do tego specjalnej aplikacji! Internet pełen jest pornografii i erotyki – wyszukanie zdjęć lub filmów mniej lub bardziej roznegliżowanych pań (lub panów, solo lub w dowolnie wyuzdanych konfiguracjach) zajmuje mniej więcej jedną sekundę. iPhone ma normalną przeglądarkę, popularne serwisy w tym także te „dla dorosłych” mają iphonowe skórki, a nawet wyświetlają filmy bez flasha, domena sex.com jest warta zylion dolarów a my rozmawiamy o tym, że Apple wprowadza obyczajową cenzurę? Że reaguje na skargi zatroskanych rodziców? Że wpływa na dzieci młodzież chroniąc ich delikatne oczy przed golizną? Bez jaj! Nie widziałem na oczy żadnych statystyk tego pseudobikinibiznesu ale nie zdziwiłbym się wcale gdy się okazało, że więcej takich aplikacji powstaje niż się ich ściąga… Naprawdę – czasem milczenie jest złotem.